Polityczne szachy od początku kadencji
Komisja Rewizyjna – organ, który w teorii powinien być sercem kontroli i przejrzystości w samorządzie – liczyła aż trzynaście osób. W jej skład weszli m.in.: Ewa Awramik, Krzysztof Zbigniew Bania, Ireneusz Dzienisiewicz, Aleksandra Gałązka-Szejda, Rafał Karaś, Stanisław Kopiczko, Nikodem Wacław Kemicer, Mirosław Sawczyński, Andrzej Surynt, Aleksandra Barbara Szejda, Dariusz Wasilewski, Aneta Wolna i Agnieszka Wszeborowska.
Podobny zestaw personalny pojawił się w Komisji Skarg, Wniosków i Petycji (KSWiP). Skład różnił się jedynie kosmetycznie, co sprawia, że trudno mówić o niezależności.
Przypadek? Trudno w to uwierzyć. Polityczne „dobro wspólne” okazało się raczej dobrze skrojoną układanką, w której kluczowe role objęli przedstawiciele jednego środowiska.
Kontrola bez kontrolujących
Dziś w KSWiP pozostało zaledwie czterech członków: Nikodem Wacław Kemicer, Aleksandra Barbara Szejda, Dariusz Wasilewski i Aneta Wolna.
W Komisji Rewizyjnej – Ireneusz Dzienisiewicz, Kemicer, Kopiczko, Szejda i Wszeborowska.
Ale na tym nie koniec. Na październikowej sesji radny Nikodem Wacław Kemicer zapowiedział rezygnację z prac w obu komisjach: rewizyjnej i skargowej. Wraz z jego odejściem rozpada się krucha konstrukcja, która miała udawać mechanizm kontroli.
To obraz obecnej kadencji w pigułce: komisje powołane do patrzenia władzy na ręce, same ulegają politycznym powiązaniom i wewnętrznym gierkom.
Rozpad komisji – efekt politycznych napięć
Jeszcze poważniejszy kryzys dotknął komisje doraźne, powołane w celu przeprowadzenia postępowań wyjaśniających w sprawie legalności mandatów dwojga radnych: Aleksandry Barbary Szejdy i Nikodema Wacława Kemicera.
Komisja ds. kontroli mandatu Kemicera, w której zasiadali Paweł Sobolewski i Aneta Wolna, w praktyce przestanie istnieć. Paweł Sobolewski zamierza z niej zrezygnować.
Podobny los spotkał komisję ds. mandatu Aleksandry Barbary Szejdy. Po odejściu Andrzeja Orzechowskiego i Krzysztofa Bani zostanie w niej tylko Aneta Wolna. To oznacza jedno: brak kworum, brak możliwości prowadzenia prac i faktyczny paraliż.
Samorządowy kryzys odpowiedzialności
Rozpad komisji doraźnych to nie drobny incydent proceduralny, lecz poważny kryzys odpowiedzialności w ełckim samorządzie. Komisje, które miały gwarantować jawność i rzetelność, tracą zdolność działania.
W praktyce oznacza to, że postępowania wyjaśniające stanęły w miejscu, a obywatele zostają pozbawieni realnej kontroli nad tym, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami.
Co dalej z ełcką radą?
Kiedy nikt nie patrzy władzy na ręce, władza czuje się bezkarna.
Radni mają dziś ostatni moment, by zatrzymać proces samorządowej erozji. Jeśli naprawdę wierzą w hasło „dobro wspólne”, to właśnie teraz mogą je udowodnić, odbudowując komisje w oparciu o kompetencje, nie układy.
Bo rada bez kontroli to nie rada.To towarzystwo wzajemnnej adoracji, które zapomniało, komu ma służyć.







