
Waldemar Pieńkowski – Przez wiele lat związany z Ełckim Centrum Kultury. Były radny miasta Ełku. Autor książki „Osobiste wycieczki przez Powiat Ełcki. Przewodnik inny niż wszystkie”, laureat licznych nagród literackich i kulturalnych. Trzykrotny zwycięzca Wielkiego Finału teleturnieju „Jeden z dziesięciu”.

Małgorzata Pieńkowska – polonistka. Czterokrotna laureatka Nagrody Ministra Edukacji Narodowej za wybitne osiągnięcia dydaktyczne i wychowawcze. W 2000 roku wraz z synem Miłoszem wydała tomik poetycki „Miłosz i Małgorzata”. Aktywnie zaangażowana w życie kulturalne Ełku, od lat wspiera rozwój młodych talentów i promuje literaturę wśród uczniów. Zwyciężczyni teleturnieju „Jeden z dziesięciu”.
Rozmowa z Małgorzatą i Waldemarem Pieńkowskimi
Rozmawia: Renata Szymaszko
Wchodzę do domu, w którym pachnie ciepłem, szarlotką i rozmową. Przy stole siedzi para, z którą można rozmawiać godzinami – o życiu, o sztuce, o codzienności, która czasem bywa poezją. Małgorzata i Waldemar Pieńkowscy z Malinówki, ona wielokrotnie nagradzana polonistka, on inżynier i sołtys, tworzą duet, który potrafi zaczarować zwykły dzień słowem, gestem i pasją.
Renata: Jak zaczęła się ta przygoda z poezją?
Waldemar: Pierwsze wiersze pisałem jako dziecko, ale to były takie głupotki, nic poważnego. Potem długo nic.
Małgorzata Pieńkowska: Kiedy się poznaliśmy, ja miałam piętnaście lat, a mąż szesnaście, wtedy oboje pisaliśmy wiersze.
Renata: Pamiętacie swoje pierwsze wiersze?
Małgorzata: Pamiętam fragment. „Nigdy nie pytaj, bo nie odpowiem. Nie wiem dlaczego, lecz mi żal. Życia, śmiechu, zapachu kwiatów, tak mi żal”.
Waldemar: A ja wtedy pisałem wiersze dla niej. Gdzieś jeszcze są, ale jakbym dziś przeczytał, to pewnie bym nie wiedział, czy pisałem prawdę, czy nie.
Małgorzata: Potem długo nie pisaliśmy, życie się toczyło, było dużo pracy, obowiązków. Dużo czytaliśmy, ale nie tworzyliśmy. Dopiero po jakichś dwudziestu latach, w 1999 roku, po kilku trudnych wydarzeniach w moim życiu, wstałam w nocy i napisałam wiersz. Pomyślałam wtedy, że to jest naprawdę dobry wiersz. Wysłałam go na konkurs wydawnictwa Anagram, wcześniej nawet nie wiedziałam, że takie konkursy istnieją.
Renata: I wygrała pani.
Małgorzata: Tak, spośród ponad tysiąca wierszy zostałam laureatką, wydano antologię. I od tego się zaczęło. Zaczęłam pisać, zachęcały mnie też moje uczennice. One pokazywały mi swoje wiersze, ja im swoje.
Renata: I tak wróciła pasja.
Małgorzata: Tak. Wysłałam wiersz na konkurs „Natura moich okolic” i zajęłam drugie miejsce. Nagrodą był plener artystyczny w Szklarskiej Porębie. Zapytałam, czy mogę przyjechać z mężem. Zgodzili się.
Waldemar: Pojechaliśmy razem. Było tam trzydzieści osób – malarze, rzeźbiarze, poeci. Dziesięć dni tworzenia i rozmów. Od tego czasu jeździliśmy na plenery przez wiele lat i oboje zaczęliśmy pisać na dobre.
Renata: Czy teraz piszecie raczej dla relaksu, żeby się odprężyć?
Małgorzata: Tak, przede wszystkim dlatego. Czasami coś mnie zainspiruje – ktoś, coś zobaczę, coś usłyszę. Mam cudowną sąsiadkę Laurę, kobietę zwyczajną, ale niezwykłą. Napisałam o niej wiersz, który zdobył główną nagrodę w Knyszynie.
Renata: Czyli inspiracje płyną z życia codziennego, z Malinówki?
Małgorzata: Tak, bardzo często. Z relacji z ludźmi, z natury. Mam wiersz o koniach, które codziennie widzieliśmy, o żurawiach, o rowerowych wyprawach. Malinówka jest w moich wierszach cały czas.
Renata: Jak to jest żyć pod jednym dachem dwojgu poetom? Jesteście czasem dla siebie rywalami?
Małgorzata: Nie, raczej się wspieramy. Dajemy sobie nawzajem do przeczytania wiersze. Ale mamy też wspólną pasję, w której ze sobą rywalizujemy i sobie kibicujemy. To teleturnieje. Jednak Waldemar jest poza moim zasięgiem. Aż trzy razy wygrał Wielki Finał w Jednym z Dziesięciu. Tylko czterem osobom w kraju to się udało. Jest na Liście Gigantów. Mieszkańcy naszej wsi są z tego bardzo dumni i zawsze nam kibicują.
Waldemar: Zdarza się, że mam jakieś drobne uwagi, ale wiersze Małgosi są tak dopracowane, że właściwie nie ma co poprawiać.
Małgorzata: Czasem się sprzeczamy, ale to raczej o prozę. Bo piszemy też opowiadania i całkiem dobrze nam to wychodzi.
Renata: O, to ciekawe.
Małgorzata: Nasze opowiadania były nagradzane, między innymi w Międzynarodowym Konkursie Literackim im. Lentza. W tamtym roku Waldek zajął pierwsze miejsce w Ogólnopolskim Konkursie Literackim im. Wł. St. Reymonta.
Renata: Czy są konkursy, które szczególnie cenicie?
Waldemar: Lubimy te w małych miejscowościach. One są często bardziej autentyczne niż te z dużych miast. Konkurs imienia Kraszewskiego w Romanowie to jeden z najstarszych w Polsce. W jury zasiadają tam profesorowie, a klimat jest niepowtarzalny.
Małgorzata: Tam właśnie zajęłam trzecie miejsce. W Lubeni też byliśmy – cudowna atmosfera, profesorowie, ludzie zaangażowani, dzieci recytujące wiersze lokalnych poetów.
Waldemar: To niesamowite, jak w tych małych społecznościach potrafią docenić poezję.
Renata: A jak przyjmuje was wasza lokalna społeczność?
Małgorzata: Bardzo dobrze. Malinówka się rozrosła, jest tu wielu ludzi z Ełku i z zagranicy.
Waldemar: Kiedyś byliśmy na końcu wsi, teraz to już nie ta Malinówka co dawniej. Ale ludzie nas zaakceptowali, skoro nawet poprosili, żebym został sołtysem.
Renata: I został pan prawie jednogłośnie wybrany.
Waldemar: Tak, tylko jeden głos był przeciw.
Renata: A co was najbardziej różni?
Małgorzata: Trudno powiedzieć. Muzykę lubimy tę samą – od poważnej po rockową. Raczej nie ma między nami takich biegunów, na których byśmy się okopali.
Renata: Macie wiersze, których nigdy nikomu nie pokazaliście?
Małgorzata: Nie, raczej nie. Piszę, bo muszę napisać, bo coś we mnie dojrzewa. Ale nie chowam tego do szuflady.
Waldemar: Piszę, bo chcę, nie dla kogoś konkretnego.
Renata: Jak udaje się połączyć poezję z funkcją sołtysa?
Waldemar: Nie da się tego oddzielić. Człowiek po prostu jest sobą – i w pracy, i w poezji. To się przenika.
Renata: Czego nauczyli was ludzie tutaj, w Malinówce?
Małgorzata: Na pewno cierpliwości i uważności. Laura, moja sąsiadka, nauczyła mnie dostrzegać drobiazgi.
Renata: A czego o was nikt nie wie?
Małgorzata: Może tego, że potrafimy spontanicznie coś kupić, jeśli nam się to spodoba. Bez zastanowienia. Ja wiem, że on się zgodzi, i odwrotnie.
Renata: Myśleliście kiedyś o powrocie do miasta?
Waldemar: Nie, nigdy. Na wsi żyje się spokojniej, widzi się więcej.
Małgorzata: Tutaj się naprawdę żyje. W mieście człowiek biegnie. Tutaj dostrzega się pory roku, siebie nawzajem, ludzi. Nad naszym domem przelatują klucze ptaków, to dla mnie coś metafizycznego.
Waldemar: Oprócz kwestii praktycznych, jak zakupy, niczego nie żałujemy. A z kultury nie zrezygnowaliśmy – wręcz przeciwnie. Mamy kalendarz pełen koncertów, wystaw i spotkań.
Renata: Jesteście zorganizowani.
Małgorzata: Bardzo. Nawet bilety na wydarzenia kupujemy z rocznym wyprzedzeniem.
Waldemar: Czasami żartujemy, że gdybyśmy mieli się o coś spierać, to tylko o obrazy. Pojechaliśmy kiedyś do Łańcuta, zobaczyliśmy w galerii obraz. Nie musieliśmy nic mówić – wiedzieliśmy, że oboje wybierzemy ten sam.
Renata: Znacie się jak nikt.
Małgorzata: Tak. Czasami nawet nie musimy pytać – po prostu wiemy.
Renata: Czy wybory były racjonalne w danym momencie? Na przykład zmiana pracy czy przeprowadzka – podejmowaliście decyzje razem?
Małgorzata: Tak, czasami to był impuls, czasami człowiek długo się wahał.
Renata: A są decyzje, które zapadają od razu, pod wpływem emocji?
Małgorzata: Tak, np. nasz młodszy syn pojechał do V Liceum Ogólnokształcącego im. Marynarki Wojennej w Gdyni – jednej z najlepszych szkół w Polsce. Spodobało mu się i chciał tam zostać, ale się nie zgodziliśmy. Gdyby bardziej nalegał, pewnie byśmy się zgodzili.
Renata: Wiedział o tym?
Małgorzata: Tak, wiedział.
Małgorzata: Potem wysyłałam tam swoich uczniów i mówiłam ich rodzicom: „Nie popełnijcie mojego błędu, wyślijcie zdolne dziecko – będzie szczęśliwe”. Około dziesięciorga moich uczniów tam poszło i świetnie sobie radzili.
Renata: Kontaktują się z Panią po latach?
Małgorzata: Tak, np. w Dniu Nauczyciela piszą, że pamiętają.
Renata: A gdzie sercem jesteście bardziej – tu czy w Ełku?
Małgorzata: Trudno powiedzieć. W tym roku wróciłam do pracy po dwóch latach emerytury, a Waldek mnie wozi, czeka w samochodzie, choć finansowo to się nie opłaca.
Renata: To prawdziwa współpraca w codzienności.
Małgorzata: Tak, razem jeździmy, robimy zakupy, załatwiamy sprawy.
Renata: Wielu pokoleniom zaszczepiła Pani miłość do kultury. Ci, którzy na początku buntowali się przeciw temu, w końcu sami o kulturę poprosili.
Waldemar: Pamiętam, że kiedyś wychodziliśmy z marketu i przed nami stanęło trzech rosłych młodzieńców. Pomyślałem sobie, że może być źle, a wtedy jeden z nich podszedł do mojej żony, przytulił ją i powiedział: „Dziękuję, że wyprowadziła mnie Pani na ludzi”.
Małgorzata: „Nie ma lepszej nagrody niż słowa tego człowieka”.
Dziękuję za rozmowę













