foto: Freepek

Wielomiliardowa dziura w NFZ — czy leczenie Polaków stanie pod znakiem zapytania?

Minister zdrowia Jolanta Sobierańska-Grenda oficjalnie przyznała: w 2025 roku w systemie ochrony zdrowia zabraknie około 14 miliardów złotych — i to dopiero początek. W projekcie budżetu na 2026 rok przewidziano deficyt sięgający 23–26 miliardów złotych.
reklama

Co gorsza, minister nie potrafiła jednoznacznie odpowiedzieć, czy ten niedobór nie doprowadzi do ograniczeń w świadczeniach medycznych dla pacjentów. To jedna z najbardziej niepokojących deklaracji, jaką można usłyszeć z ust osoby odpowiedzialnej za zdrowie milionów Polaków.

Fundament finansowej zapaści jest już widoczny: zabiegi endoprotez w wielu miejscach są odwoływane, procedury odraczane, a kolejki wydłużają się dramatycznie. Eksperci i środowiska medyczne biją na alarm — bez pilnego wsparcia z budżetu państwa system może się załamać pod własnym ciężarem.

Skąd taka dziura? Przyczyny i kontekst

Lista czynników jest długa, ale kilka z nich wydaje się kluczowych:
• Ustawa podwyżkowa w ochronie zdrowia — coroczny wzrost płac minimalnych w sektorze medycznym znacząco zwiększa koszty funkcjonowania systemu.
• Niewystarczające dotacje z budżetu państwa — bez dodatkowego wsparcia NFZ nie jest w stanie sfinansować wszystkich świadczeń gwarantowanych.
• Plan finansowy NFZ na 2026 rok — wciąż niezatwierdzony przez ministra finansów, a już krytykowany przez ekspertów jako zbyt optymistyczny i nieuwzględniający realnych kosztów.
• Zmniejszenie liczby zabiegów — w niektórych regionach obserwuje się spadek liczby endoprotez, co może być pierwszym sygnałem ograniczania świadczeń.

Wnioski są jednoznaczne: system potrzebuje natychmiastowego zastrzyku gotówki, restrukturyzacji wydatków oraz — co najważniejsze — jasnej strategii działania, a nie kolejnych obietnic w stylu „jakoś to będzie”.

Co może grozić pacjentowi?

Scenariusze nie napawają optymizmem:
• Ograniczenie liczby świadczeń nielimitowanych – czyli tych, które NFZ powinien zapewniać bez limitów.
• Wstrzymanie lub redukcja kontraktów z placówkami, co może prowadzić do czasowego braku dostępu do leczenia w niektórych regionach.
• Wydłużenie kolejek do specjalistów, a także opóźnienia w diagnostyce i terapii — co w przypadku chorób onkologicznych lub przewlekłych może mieć dramatyczne skutki.
• „Priorytetyzacja” świadczeń – w praktyce może oznaczać, że część procedur stanie się odpłatna lub całkowicie niedostępna.

Krótko mówiąc: coraz bardziej realne jest ryzyko, że lekarz powie pacjentowi: „Możemy leczyć — ale dopiero za rok.” A w zdrowiu rok to często zbyt długo.

Co dalej? Scenariusze i możliwe rozwiązania

Rozważane są różne warianty, choć żaden nie jest bezbolesny:
• Natychmiastowa dotacja z budżetu państwa – doraźne rozwiązanie, które może załatać bieżący deficyt, ale nie usuwa przyczyn problemu.
• Restrukturyzacja wydatków – konieczne byłoby usprawnienie zarządzania finansami, audyty i ograniczenie marnotrawstwa.
• Reforma systemu finansowania NFZ – rozważenie nowych mechanizmów finansowych, np. częściowego współpłacenia lub modelu hybrydowego.
• Zaostrzenie limitów i selekcja świadczeń – najbardziej pesymistyczny scenariusz, w którym pacjenci odczują konsekwencje finansowej zapaści.

Nasz los w rękach rządu

Obecna sytuacja to poważny test dla całej koalicji rządowej. To moment, w którym okaże się, czy zdrowie Polaków jest rzeczywiście priorytetem, czy tylko hasłem powtarzanym w kampaniach.

Fakt, że minister zdrowia publicznie przyznaje, iż nie wie, czy system poradzi sobie bez ograniczeń, to sygnał alarmowy.

Jeśli rząd nie podejmie zdecydowanych działań i nie przedstawi konkretnego planu ratunkowego, to cena tej „dziury” może okazać się dramatycznie wysoka — nie tylko dla budżetu, lecz przede wszystkim dla zdrowia i życia obywateli.

[Pójdę Boso]