TAK MYŚLĘ
Od sesji miejskiej, na której radni nie udzielili wotum zaufania prezydentowi Ełku, minął już miesiąc. Przypomnijmy: Aby prezydent mógł otrzymać wotum zaufania od radnych, potrzebował 12 głosów — czyli ustawowej połowy składu rady miasta. Radni głosami 11 do 11 nie udzielili Tomaszowi Andrukiewiczowi wotum zaufania.
Trwający tzw. sezon ogórkowy, nie oznacza, że temat powinien zniknąć z przestrzeni publicznej. Choćby ze względu na tłumaczenia strony przegranej i zarzutów, które zostały skierowane w stronę radnych opozycyjnych. Argumentacja, którą zastosował Tomasz Andrukiewicz wymknęła mu się chyba spod kontroli. Andrukiewicz postawę radnych opozycyjnych uzasadniał w sposób tendencyjny. Mówił o uprawianiu polityki, a nawet atakach politycznych czy kupczeniu stanowiskami. Nie wiadomo tylko, które z ugrupowań miał na myśli.
Andrukiewiczowi nie udzielono wotum zaufania z prostego powodu. Oponenci, którzy otrzymali mandat od mieszkańców, nie chcą być tylko maszynkami do podnoszenia rąk oraz chcą, aby ich mandat był szanowany i traktowany poważnie. To także ludzie z nową wizją Ełku i pomysłami. Biorąc pod uwagę przepisy ustawowe, radni są od stanowienia i kontrolowania organu wykonawczego, czyli prezydenta Ełku.
Obserwując sytuację, można domniemywać, że takie zachowanie radnych jest dla prezydenta Andrukiewicza być może nowością. Przez ostatnie lata swojego rządzenia, to on wiódł prym lidera i jego ugrupowanie Dobro Wspólne na ogół było mu posłuszne. To bardzo komfortowa sytuacja dla każdej ze stron. Radni Dobra Wspólnego mogli zawsze schować się za plecami swojego wodzireja, ten natomiast miał zapewniony spokój na sesjach miejskich.
Teraz układ sił w radzie miasta jest inny i wychodzi na to, że prezydentowi być może ciężko jest zaakceptować ten fakt.
Zarzucanie radnym opozycyjnym uprawiania polityki to nic innego jak brak poszanowania zasad demokracji. To w ramach wolnych wyborów demokratycznych mieszkańcy Ełku wybrali radnych z list partyjnych PiS czy KO. Gdyby ełczanie chcieli powierzyć swoje miasto tylko prezydentowi i Dobru Wspólnemu, to by w 2018 roku zagłosowali inaczej. Pomijam fakt, że listy DW do wyborów „pociągnęli” obaj prezydenci, którzy byli pewnego rodzaju lokomotywami wyborczymi. Prawdopodobnie, gdyby nie było ich na listach jako kandydatów do rady miasta, członkowie tego ugrupowania zasiadaliby w radzie miasta w znacznie okrojonym składzie.
Wybory proporcjonalne uważam, za jedne z najbardziej „sprawiedliwych” podziałów mandatowych. Bowiem w radzie miasta znaleźć się mogą osoby, które będą reprezentować interesy każdej grupy mieszkańców o różnych poglądach.
Nie można zatem mówić, że do rady wkradła się polityka. Bo tę politykę wybrali sami mieszkańcy Ełku i ten wybór należy szanować. Nie można wmawiać mieszkańcom, szczególnie tym, którzy mało rozumieją, czym jest samorząd, że ten polityką nie jest. W telegraficznym skrócie polityka to nic innego jak zarządzanie państwem czy gminą, której celem jest zaspokajanie potrzeb mieszkańców czy to kraju, czy małej gminy. Andrukiewicz jest więc politykiem tylko niższego szczebla, bo lokalnym.
— Zawsze uważałem, że nasze miasto należy chronić przed polityką i aktami politycznymi. Podobnymi, które dzielą Polaków — napisał na swoim FB prezydent Ełku.
I dlatego Andrukiewicz otrzymał w wyborach poparcie PiS. 🙂 .
Taki komentarz, w mojej ocenie, nigdy nie powinien się pojawić. Bo nikt prezydenta nie atakuje politycznie i nikt nie napada na miasto. Schronów nie trzeba budować. Ale takie komentarze dla laików są przekonujące. Co do podziałów Polaków — to dosadnie podsumował Tomasza Andrukiewicza, radny Hubert Górski, mówiąc — prezydent podzielił ełczan, na tych, którzy są źli i partyjni i tych dobrych, którzy popierają jego prezydenturę.
Być może bezkrytyczna, a czasami prawie wpadająca w uwielbienie postawa, jaką wielokrotnie wykazywali przez lata radni klubu Dobra Wspólnego w stosunku do swojego pryncypała, mogła doprowadzić do tego, że może być mu trudno znieść jakąkolwiek krytykę. Pieszczony przez lata prezydencki gruczoł władzy nagle musi poradzić sobie z niechcianą bakterią.
Andrukiewicz, jakby to powiedział radny Wesołowski, musi opuścić swoją strefę komfortu i przyjąć do wiadomości, że teraz rada będzie pracować, tak jak powinna pracować od dawna. Będzie go krytykować, sprawdzać, chwalić, ale i bardziej patrzeć na ręce.
Wypowiedzi prezydenta na temat kupczenia to w mojej ocenie, brak umiejętności trzymania nerwów na wodzy i o „jeden most za daleko”. Jeżeli prezydent ma wiedzę na temat kupczenia, które jest przestępstwem, to powinien ten fakt zgłosić prokuraturze.
Analizując bardziej, możliwe byłoby chyba to, że Andrukiewicz być może chciał publicznie wybrzmieć jako ten silny i nieprzekupny i że dlatego się nie poddał, i nie otrzymał wotum zaufania — ale to w mojej ocenie tylko propaganda i czysty populizm. Sam Ireneusz Dzienisiewicz w taki sam sposób odebrał zarzut dotyczący kupczenia, a KOL była tak tym faktem zbulwersowana, że przygotowała specjalną konferencję prasową, na której zażądała „głów” chcących stanowisk, a jeżeli takiego faktu nie było — przeproszenia.
I chyba prezydent zrozumiał swój błąd, bo skomentował jeszcze raz sytuację, chociaż prośbę wskazania nazwisk, jak i przeprosin — przemilczał.
— Szanowny Panie Radny, w żadnej swojej wypowiedzi nie sugerowałem, że w zamian za wotum zaufania oczekiwaliście intratnych stanowisk albo że ja takie oferowałem. To wręcz obrzydliwe. I jeżeli ktoś oferuje coś takiego lub oczekuje — to jest to korupcja polityczna, ścigana prawem. O wotum zaufania z Panem oraz Pana koleżanką i kolegami nie rozmawiałem przed sesją. Rozmawialiśmy na klubie merytorycznie o uchwałach i osiągnęliśmy konsensus. Przedstawiłem raport, dyskusja pokazała kto i w jaki sposób dyskutuje o mieście. W swojej wypowiedzi wyraziłem opinię, że nie będę ulegał szantażom, presji, politycznym grom czy propozycjom. Doskonale pamiętam rozmowy przy konstytuowaniu się rady i pewnych „oczekiwaniach” niektórych środowisk — pisze w komentarzu Tomasz Andrukiewicz.
I to ostatnie zdanie jest bardzo kluczowe. Bo rozmowy przy konstytuowaniu się rady nie dotyczyły intratnych stanowisk, a słowo „oczekiwania” może dotyczyć stanowiska przewodniczącego rady miasta. To Dobru Wspólnemu bardziej zależało, aby to ich człowiek został przewodniczącym prezydium rady. Ale dziwi też mnie fakt, że Andrukiewicz brał udział w rozmowach, do czego sam się przyznaje, na temat konstytuowania się rady — de facto organu, który ma go kontrolować. Każda nowo zawarta koalicja, która chce rządzić, jest swego rodzaju układem, dochodzi wtedy do tzw. dzielenia się władzą. Czego tu nie rozumieć? Na arenie polityki ogólnopolskiej jest to bardziej widoczne. I nie ma w tym nic dziwnego. Zarzut kupczenia kompletnie jest dla mnie niezrozumiały i wypowiedziany z dużym nadużyciem, chociaż w tej sytuacji uznałabym go nawet za niebezpieczny. Nie współpracowałabym z osobą, która jak coś pójdzie nie po jej myśli, ujawnia kuluary. Z taką osobą nie wchodziłabym we współpracę i nie robiła interesów.
Warto też zwrócić uwagę na to, że to nie PiS ani KOL potrzebują większości w radzie. To DW ma problem, ponieważ do powrotu komfortowej sytuacji z poprzednich wyborów brakuje im tylko jednego głosu. DW chcąc rządzić samodzielnie musi zawrzeć koalicję, albo przeciągnąć na swoją stronę choćby jednego radnego.
Za kuriozum można by przyjąć wypowiedź prezydenta Ełku, który mówi — od początku kadencji trudno jest zbudować większość w radzie miasta prezydentowi.
Na podstawie jakiego prawa to prezydent ma budować większość w radzie miasta, skoro nie posiada mandatu radnego, organu, który patrzeć ma mu na ręce? Jak chciał budować większość w radzie, mógł zachować swój mandat rajcy, który otrzymał w tych wyborach.
Nie jest rolą prezydenta budowanie większości w radzie miasta. Prezydent jest organem wykonawczym. Ma wykonywać to, co radni uchwalą. Ma również dać się skontrolować — czy postępuje zgodnie z prawem, gospodarnie i celowo — i to jest wszystko.
Całą swoją energię powinien skierować na to, aby być sprawnym wykonawcą. Prezydent może być także inicjatorem pewnych działań, pomysłodawcą, ale rzecz polega na tym, aby te działania były na tyle dobre i uzyskiwały akceptację rady. I tu nie ma żadnej wątpliwości, że jeżeli te projekty będą korzystne, które np. będą tworzyć miejsca pracy, rozwijać Ełk, który zagrożony jest degradacją, co pokazuje PAN, to wszyscy radni je poprą, niezależnie od opcji, bo nikt przecież nie jest idiotą. I nie będzie miało żadnego znaczenia to czy się lubimy, czy nie. Natomiast budowanie większości może doprowadzić do tego, że radni mogą klepnąć nawet największą głupotę.
To pokazuje do jakiej patologii, w pojmowaniu swojej roli, doszło w ełckim samorządzie. A może jest inaczej, może to radni DW są tak nieudolni, że sprawy za nich załatwia, któryś z prezydentów? Jak pisał w „Dylematach posłuszeństwa” Stanley Milgram „Posłuszeństwo jest mechanizmem psychologicznym, który łączy indywidualne działanie z celem politycznym. Jest spoiwem wiążącym ludzi z systemami władzy”.
Braku otrzymania zaufania wobec prezydenta nie rozumieją też po części ełccy fejsbukowicze. W komentarzach na FB padło wiele zarzutów w stronę radnych, ale też pokazało jak małą wiedzę mają mieszkańcy na temat samorządu. To smutne.
„Zaufało Panu 74% całego społeczeństwa”
– to nieprawda.
Nie można mówić, że prezydent otrzymał 74% głosów całego społeczeństwa, bo niecałe społeczeństwo poszło do wyborów. Andrukiewicz otrzymał w ostatnich wyborach 73.83% poparcia wśród tych, którzy poszli do wyborów, to nieco ponad 15 tys. głosów na 46 257 możliwych — tyle wynosi liczba osób uprawnionych do głosowania w naszym mieście.
W rozmowach „na mieście” te komentarze są odwrotne do tych na Facebooku. Tu pojawiają się wypowiedzi, że w końcu mamy „prawdziwą” radę miasta.
Radni tak jak i prezydent zostali wybrani w demokratycznych wyborach. I każdy wybór trzeba szanować.
Włodarz to nie „święta krowa”, która nie podlega krytyce, niezależnie od podejmowanych lub niepodejmowanych przez nią działań. A radni to nie „skrzydlate świnie”, które mandat swój sprawują dla rozrywki. Prezydent bez rady miasta nie zrobi praktycznie nic, nawet przy 100% poparciu mieszkańców. Dlatego te dwa organy muszą nauczyć się ze sobą pracować, zachowując przy tym funkcje kontrolne i stanowiące, i wykonawcze.
Całe to zdarzenie, tak właśnie rozumiem. Zastanawiam się tylko, jak obie strony będą mogły patrzeć sobie w oczy, po tak nieprzyjemnych oskarżeniach, mając przed sobą jeszcze kilka lat współpracy.
Warto też pamiętać o tym, że władza nie jest do kochania. Uczuciowe podejście do władzy — czy to miłość, czy nienawiść to kalectwo. Pojawia się wtedy zaburzenie widzenia — ślepota. Wtedy przestajesz być wyborcą, zostajesz wyznawcą.