Asystentka widmo. Ciche oszustwa, realne pieniądze?

W teorii – wzorowo funkcjonujący program wsparcia. W praktyce – zaniedbania, które mogłyby zostać niezauważone, gdyby nie determinacja jednej matki. Pani Ewa (imię zmienione – red.), wychowująca niepełnosprawnego syna, zakwalifikowała się do rządowego programu Asystent osobisty osoby z niepełnosprawnością. Celem programu jest zapewnienie osobom z niepełnosprawnościami realnej pomocy i wsparcia w codziennym funkcjonowaniu.
reklama

Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Ełku przyznał pani Ewie około 30 godzin miesięcznie, czyli 300 godzin rocznie pomocy asystenta. Świadczenie miało być realizowane przez współpracujące Stowarzyszenie Pomocy Humanitarnej im. Św. Łazarza z siedzibą w Ełku.

Na papierze wszystko się zgadzało – pełne godziny obecności, systematyczna opieka. Jednak rzeczywistość w domu pani Ewy wyglądała zupełnie inaczej.

W styczniu opiekunka nie pojawiła się ani razu. W lutym – tylko dwa razy. W kolejnych miesiącach kontakt był sporadyczny. Pomoc była ograniczona do kilku symbolicznych wizyt, które – według relacji pani Ewy – nie odpowiadały temu, co prawdopodobnie wpisywano do dokumentacji. Listy obecności miały wskazywać na pełne wykonanie świadczenia, mimo że w praktyce usługi były realizowane częściowo lub wcale.

W ten sposób mogło dojść do sytuacji, w której środki publiczne zostały pobrane za świadczenie, które nie miało miejsca. Ktoś zyskał finansowo, mimo że pomoc, która miała być realna i codzienna, była w istocie fikcyjna.

Pojawia się pytanie: jak to możliwe, że przez kilka miesięcy nie zareagował nikt odpowiedzialny za nadzór? Gdzie były kontrole? Kto i w jaki sposób weryfikował zgodność dokumentów z rzeczywistością? Czy wystarczy podpis na liście obecności, by rozliczyć pieniądze z budżetu państwa – bez sprawdzenia, czy faktycznie wykonano pracę?

Dopiero po zgłoszeniu przez panią Ewę nieprawidłowości do MOPS i stowarzyszenia, uruchomiono kontrolę. Reakcja była szybka – asystentka została odsunięta od obowiązków. Jednak był to już krok spóźniony. Gdyby nie czujność osoby korzystającej z pomocy, proceder mógłby trwać nadal – niezauważony, nienazwany i nieukarany.

To nie jest zwykła pomyłka administracyjna. To konkretne działanie na szkodę osoby zależnej, to fałszowanie dokumentacji i podejrzenie wyłudzenia środków publicznych. To także poważna porażka systemu nadzoru – zarówno po stronie organizacji realizującej usługę, jak i instytucji publicznych odpowiedzialnych za jej kontrolę.

Pani Ewa zapowiada złożenie zawiadomienia do prokuratury. To krok konieczny. W sprawach dotyczących środków publicznych, ale przede wszystkim – bezpieczeństwa osób w trudnej sytuacji życiowej – nie może być miejsca na pobłażliwość.

Systemy wsparcia muszą być oparte na zaufaniu, ale również na kontroli. Każdy przypadek nadużycia uderza nie tylko w jedną rodzinę – podważa też zaufanie społeczne do programów, które powinny chronić najsłabszych.