Milczący klik. Iluzja poparcia i strach przed konsekwencjami w mediach społecznościowych

Liczba polubień na Facebooku czy innych platformach społecznościowych może być myląca i niekoniecznie oddaje rzeczywistą wartość, czy popularność artykułu. W wielu przypadkach użytkownicy, widząc małą liczbę polubień, automatycznie zakładają, że dany materiał nie jest interesujący ani szeroko czytany.
reklama

Jednak to wrażenie często jest błędne. W małych społecznościach, gdzie presja społeczna i obawy przed reakcją lokalnych władz są silniejsze, ludzie mogą wstrzymywać się od wyrażania swojego poparcia publicznie. Szczególnie gdy chodzi o kontrowersyjne tematy jak krytyka władz. Nie tylko mieszkańcy, ale również lokalni radni obawiają się publicznie wyrazić swoje poparcie poprzez „polubienie” posta. Wiele osób wybiera milczenie, mimo że prywatnie zgadzają się z treścią artykułu.

To trochę jak gra w kotka i myszkę z opinią publiczną – ludzie mogą czytać, zgadzać się, ale nie zawsze chcą, by to było widoczne dla innych. Prawdziwe zainteresowanie można lepiej ocenić na podstawie statystyk odsłon strony czy prywatnych rozmów niż poprzez same lajki. Statystyki stron internetowych pokazują zupełnie inny obraz. Artykuły krytyczne często cieszą się dużą liczbą odsłon i są czytane przez wielu użytkowników, choć brak jest tego odzwierciedlenia w liczbie polubień na Facebooku.

Polubienie artykułu nie jest anonimowe – widzą je znajomi, współpracownicy, a czasem osoby, których wpływ na nasze życie może być odczuwalny. Może dlatego mieszkańcy i radni boją się postawić lajka? Jest to dosyć ciekawe zjawisko psychologiczne, zwłaszcza w erze mediów społecznościowych, gdzie łatwo ulec wrażeniu, że brak reakcji oznacza brak zainteresowania. Tymczasem może to być efekt strachu przed odwetem. Popularność artykułu nie zawsze jest widoczna w liczbie lajków, a bardziej w tym, jak mocno dotyka on ważnych tematów dla społeczności. To pokazuje, jak bardzo media społecznościowe mogą wpływać na nasze postrzeganie rzeczywistości.

Niby wszyscy mamy platformę do wyrażania swoich opinii, ale jednocześnie wiele osób woli nie wychylać się z obawy przed konsekwencjami. Szczególnie w małych miastach gdzie „wszyscy wszystkich znają”, taki strach może być większy. Niektórzy, zamiast polubień wolą np. udostępniać artykuły prywatnie lub w wiadomościach.

To tylko potwierdza, jak sprytnie ludzie potrafią omijać społeczny „radar”, kiedy nie chcą zwracać na siebie uwagi. Prywatne wiadomości, udostępnianie w zamkniętych grupach – to bezpieczniejsze sposoby wyrażania opinii bez ryzyka konsekwencji. Zamiast liczyć lajki, warto patrzeć na to, jak dany tekst rezonuje w rozmowach prywatnych, jakie tematy porusza, a także, czy wywołuje jakieś zmiany w lokalnym środowisku. [Autor: Pojdę Boso, Renata Szymaszko]

Komentarze