Coraz częściej mówi się o projekcie wprowadzenia kadencyjności burmistrzów, prezydentów czy wójtów. Ma on zakładać maksymalnie 10 – letni okres sprawowania władzy (dwie 5- letnie kadencje). Przykładowo, prezydent państwa choćby był najlepszym kandydatem i cieszył się największą popularnością, wie, że po dwóch kadencjach musi odejść. Specjaliści od pijaru twierdzą, że wieloletnia kadencyjność czy brak rotacji na ww. stanowiskach może powodować brak kreatywności. Kadencyjność wg opinii niektórych środowisk może być dużą nadzieją na wyeliminowanie ewentualnych pewnych współzależności czy układów, które narastały latami.
Niektórzy uważają, że organy wykonawcze dysponują potężnym narzędziem wpływu na radnych, którzy stają się od niego niejako zależni. Kadencyjność, wg nich, ma więc za zadanie rozbicie pewnego rodzaju układów, gospodarczych, biznesowych, czy personalnych, które powstają w czasie kadencji, i które dodatkowo się „konserwują”. W opinii powszechnej panuje pogląd, że wprowadzenie określonego czasu urzędowania może „uzdrowić” i poprawić sytuację w samorządach.
Niektórzy twierdzą też, że długi okres pełnienia najwyższego stanowiska urzędowego powoduje tzw. przemęczenie materiału. Trzeba pamiętać także o tym, że pierwsze lata sprawowania władzy, są zazwyczaj uczeniem się i przyswajaniem ogromnej ilości wiedzy. Ważne jest też to, że kadencyjność może spowodować odsunięcie od władzy „złego” gospodarza, jak i odnoszącego sukcesy, przy pełnym poparciu mieszkańców. Powstaje więc pytanie, ile kadencji i jak długich powinno być ? A może samorządem powinno kierować się dożywotnio?
Adam Dobkowski PLATFORMA OBYWATELSKA
— Wielki dorobek polskich zmian w dużej części powstał dzięki samorządności. To samorząd jest największym w Polsce publicznym inwestorem dbającym o równowagę rozwoju i wyrównywanie szans między różnymi regionami. Dlatego kluczem do lepszej przyszłości jest wzmocnienie samorządności w Polsce, a nie jej niszczenie. Dla zwiększenia znaczenia mechanizmu przejrzystości w działaniach samorządu należy rozważyć ograniczenie do dwóch kadencji (następujących po sobie) możliwości sprawowania funkcji wójta, starosty, burmistrza, prezydenta i marszałka. Jednakże kadencyjność niekoniecznie może rozwiązać wszystkie ewentualne problemy. Wójtowie, burmistrzowie, prezydenci mają swoich zastępców. Nie ma problemu z dobraniem się w duet: Putin-Miedwiediew i rządzenie na zmianę przez cztery kadencje. Argumentem przeciwko kadencyjności jest m.in. to, że byłby to niedobry impuls, jeśli chodzi o zarządzanie jednostką samorządu terytorialnego. Od drugiej połowy kadencji, urzędujący wójt, burmistrz, prezydent mógłby się troszczyć głównie o siebie. Kadencyjność z założenia miałaby przeciwdziałać nepotyzmowi, klientelizmowi czy innym nadużyciom władz. Zmiany w funkcjonowaniu samorządu są jednak niezbędne, (decentralizacja władzy, wzmocnienie organu uchwałodawczego, zmiany w finansowaniu — w dochodach samorządu itd.) Wszystko to wymaga szczegółowych analiz i konsultacji, bez których wprowadzenie zmian mogłoby doprowadzić do zamieszania i różnego rodzaju katastrof. Jednakże w kierunku zmian należy podążać.
Krzysztof Wiloch Radny Miasta Ełku ŁĄCZY NAS EŁK PLATFORMA OBYWATELSKA
— Argumenty przemawiające za wprowadzeniem kadencyjności prezydentów, burmistrzów czy wójtów, zostały przedstawione już w samym pytaniu, więc nie będę ich powtarzał, chociaż niektóre mógłbym nawet przyjąć ze zrozumieniem. Być może w pytaniu z góry przyjęto założenie, że kadencyjność to lepsze rozwiązanie dla samorządów gminnych, a co jest dobre dla mieszkańców gmin, ustawodawca wie najlepiej (?). Ja natomiast takiego przekonania nie mam…
Czy można bowiem z góry założyć, że w ciągu dwóch kadencji włodarz miasta czy gminy – wybrany przez mieszkańców w bezpośrednich wyborach – jest „cacy” i „super”, a po zakończeniu drugiej kadencji jest już: niekreatywny, zmęczony, związany układami, … i wyborcy tego nie widzą ???
Czy można z góry założyć, że mieszkańcy gminy, to wyborcy nierozumni, ślepi i zastraszeni, którzy na złość sobie postanowili na kolejnych kilka lat powierzyć swój los zmęczonemu, układowemu nieudacznikowi lub cwaniakowi ??? Czy można – w końcu – z góry założyć, że następca, wybrany po dwóch kadencjach poprzednika, będzie od niego bardziej kreatywny, sprawniejszy i bez żadnych układów ???
Natomiast nie trzeba z góry zakładać, bo udowodniła to najnowsza historia, że wiele miast oraz gmin polskich wybrało i ukształtowało zdolnych, kreatywnych, przedsiębiorczych liderów, którzy piastują swe funkcje przez więcej niż dwie kadencje, i których przymusowe odstawienie na boczny tor samorządowy, byłoby niepowetowaną stratą dla lokalnych wspólnot.
Osobiście jestem przekonany, że mieszkańcy każdej z 2,5 tysiąca gmin polskich doskonale znają swojego prezydenta, burmistrza lub wójta, i nie sądzę, aby mądrość tych mieszkańców trzeba było zastępować ustawowym nakazem. Parafrazując pisarza pozytywizmu …Pozwólmy gminom być szczęśliwymi według ich własnego uznania.
Wojciech Kwiatkowski Radny Miasta Ełku DOBRO WSPÓLNE
— Myślę, że ograniczanie kadencji jest niecelowe. Ze swojego doświadczenia widzę, że w każdej kolejnej kadencji moje doświadczenie rośnie i decyzje podejmowane w Radzie są coraz to dojrzalsze i lepiej przemyślane. To prawda, że w radach zdarzają się radni — statyści. Wystarczy przyjść czasami na komisje i zobaczyć jak pracują. Jeśli jakiś radny, burmistrz, starosta czy prezydent źle pracuje, to najlepiej jego pracę oceni kartka wyborcza w następnych wyborach. Do tego mamy wolny i nieprzymuszony wybór. Do właściwego wyboru trzeba się przygotować, nabyć wiedzę o danej osobie, przyjść na spotkanie przedwyborcze. Niektórzy radni bardzo intensywnie produkują się np. na Facebooku, a nie widać tego w pracach komisji czy samorządu, w którym pracują. Niektórzy robią po prostu swoją ciężką pracę dla całej społeczności lokalnej.
Dariusz Wasilewski Radny Miasta Ełku DOBRO WSPÓLNE
— Nie jestem zwolennikiem wprowadzenia odgórnego ograniczenia liczby kadencji dla wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. To mieszkańcy w bezpośrednich wyborach najlepiej weryfikują pracę samorządowców i to do nich powinna należeć decyzja, jak długo ktoś będzie stał na czele samorządu. Słysząc argument, że brak rotacji może obniżać kreatywność, powiem przewrotnie, że to właśnie ograniczenie kadencji do dwóch, ograniczy tempo rozwoju społeczności lokalnych. Bo czyż motywujące jest przeświadczenie, że niezależnie od tego, co się zrobi dla gminy, czy miasta druga kadencja będzie ostatnią? Z dużym prawdopodobieństwem, można stwierdzić, że w wielu przypadkach będziemy mieli do czynienia z syndromem drugiej kadencji, kiedy zapału do pracy będzie znacznie mniej niż w pierwszej kadencji. Dlatego, jeśli wójt, burmistrz, prezydent w kolejnych kadencjach potwierdzi swoją pracą, że jest właściwą osobą na tym stanowisku, że dba o rozwój swojej miejscowości, to nie ma potrzeby na siłę go zmieniać. W dzisiejszych czasach szybkiego rozwoju nie możemy sobie pozwolić na odgórne odrzucanie doświadczonych, odnoszących sukcesy samorządowców. A rotacja następuje podczas każdych wyborów samorządowych. Wystarczy przypomnieć, że w trakcie ostatnich w 2014, wyborcy „wymienili” 30% wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Uważam, że ilość kadencji w samorządzie lokalnym powinien określać — oceniając pracę samorządowców — wyborca, a nie ustawodawca.
Wojciech Kossakowski: POSEŁ- PRAWO I SPRAWIEDLIWOŚĆ

Wojciech Kossakowski
— Temat kadencyjności powraca co jakiś czas. Moim zdaniem należy kierować się dobrem mieszkańców danego samorządu, a do kwestii okresu sprawowania władzy należy podchodzić racjonalnie, mając na względzie dobro mieszkańców, a nie swoje własne. Jestem za wprowadzeniem kadencyjności, ale mam na uwadze także troskę o samorządowców, którzy do tej pory sprawowali swoją władzę dobrze. Pamiętajmy, że są to ludzie z dużym bagażem doświadczeń. Być może powinien powstać pomysł na to, jak skorzystać z doświadczenia tych osób. Problem dotyczy szczególnie młodych samorządowców, którzy pełniąc funkcję prezydenta, burmistrza czy wójta, przez wiele lat, szansę na powrót do wyuczonych zawodów mają praktycznie straconą. Dla nich to może być dramat życiowy. Tak naprawdę nie ma pomysłu na to, jak tych ludzi zagospodarować. Oczywiście mam na myśli uczciwych samorządowców, którzy wykonywali swoją pracę bardzo dobrze z korzyścią dla mieszkańców. Należny ich wiedzę spożytkować dla dobra społeczeństwa, a ludziom odchodzącym dać poczucie są potrzebni.
Projekt jest na razie przedmiotem opinii i konsultacji. Trudno przesądzać, jakie zapisy się w nim znajdą. Kwestia ta jest podnoszona podczas spotkań m.in. z wyborcami, część opinii publicznej opowiada się za wprowadzeniem ograniczenia sprawowania tych funkcji. Na razie prowadzone są rozmowy, poznawane stanowiska co do zasadności wprowadzenia kadencyjności. Czy wystarczy okres dwóch kadencji a może trzech? – to też ważna sprawa, która musi objąć sferę wspólnego działania. Nie może jednak dochodzić do takich sytuacji, że pełnienie stanowiska prezydenta, burmistrza czy wójta stanie się niejako zawodem, który będzie wykonywać się do emerytury.
Małgorzata Kopiczko – BYŁA RADNA POWIATOWA DOBRA WSPÓLNEGO OBECNIE SENATOR PRAWO I SPRAWIEDLIWOŚĆ
— Już podczas wyborów samorządowych w 2010 roku, Prawo i Sprawiedliwość apelowało do mieszkańców Polski – wybierajcie swych przedstawicieli, kierując się przede wszystkim ich programem rozwoju gminy, powiatu, regionu, oceniajcie ten program, sprawdzajcie jego wiarygodność i możliwości realizacji.
Musimy na sprawę kadencyjności spojrzeć bardzo szeroko, czyli przez pryzmat całej Polski. W wielu gminach czy miastach włodarze spisują się bardzo dobrze. Następuje ciągły rozwój miejscowości. W tym przypadku kadencyjność powinna wpisywać się w naturalny rozwój takiego samorządowca, dopingować do działania. Wójt czy burmistrz, który dobrze pracował w samorządzie gminnym, powinien aspirować wyżej na przykład do władz województwa czy parlamentu. To również naturalna wymiana kadr, która jest potrzebna dla sprawnego działania demokracji.
Niestety, mamy świadomość, że jest bardzo duża grupa samorządowców, którzy swoje funkcje piastują od dziesiątek lat, a urząd traktują jak „prywatne przedsiębiorstwo”. W urzędach i spółkach gminnych zatrudniane są całe rodziny lub ludzie uwikłani w różne koligacje z danym włodarzem. Te osoby nie myślą o dobru gminy czy powierzonym im mieniu, ale patrzą tylko, jak nie narazić się osobie, która dała im pracę. Troska o samorząd, o losy gminy zakryte są przez pryzmat własnej przyszłości. To jawne zamykanie się na demokrację. W ciągu ostatnich lat widzimy bardzo mocny spadek kandydatów na stanowisko prezydenta, burmistrza czy wójta. Skutkiem tego są, właśnie wspomniane wcześniej, patologie i nieprawidłowości w pracach gmin. Ktoś kreatywny, ambitny, chcący działać spotyka się z murem układu budowanego od wielu lat. Praca nad zmianami w ustawie wprowadzająca kadencyjność jest zatem potrzebna. Będzie to na pewno sprzyjające tworzeniu społeczeństwa obywatelskiego, jak również podkreśli rolę demokracji.
Jarosław Franczuk – SEKRETARZ GMINY STARE JUCHY 
— Pomysły dotyczące wprowadzenia kadencyjności władz organów samorządowych są „odgrzewane” co jakiś czas. Nie wiadomo, dlaczego ma to być „lek na całe zło”? Prawdę mówiąc, trzeba byłoby wówczas konsekwentnie zastosować kadencyjność również wobec posłów i senatorów. A co z dyrektorami szkół, przedszkoli, domów kultury itp.? Również wobec tej grupy osób można użyć tych samych argumentów. Każdy samorządowiec poddaje się ocenie poprzez akt głosowania co 4 lata. Podobnie poseł i senator. Wielu te wybory przegrywa. Ale nie można zarzucić, że są one fałszowane (mimo nieodpowiedzialnych prób w tym zakresie, które jedynie psują obraz Polski w Europie). Można mieć pretensje do wyborców, że często głosują koniunkturalnie, albo słuchają instytucji, które nie powinny wtrącać się do polityki. Uważam, że nie powinniśmy ograniczać ilości kadencji, co zresztą,moim zdaniem, mogłoby być uznane za ograniczenia biernego prawa wyborczego. Obowiązkiem powinno być poprawianie demokracji, a nie sterowanie nią systemem nakazów i zakazów. Należy nauczyć obywateli głosowania „na ludzi”, na ich doświadczenie, umiejętności, program. Świetnie to ilustruje akcja „Masz głos, masz wybór”. Badania socjologiczne potwierdzają, również moją obserwację, iż następuje zniechęcenie i zmęczenie „demokracją”, wzrasta natomiast chęć popierania „wodza” i „jedynej słusznej sprawy”, bo dla niektórych tak jest łatwiej, nie trzeba za dużo myśleć nad różnicami programowymi, nad zawiłościami praw konstytucyjnych. Są ludzie, którzy wolą, kiedy ktoś inny za nich podejmuje trudne decyzje. Przecież dzięki takiej właśnie mentalności możliwe były systemy totalitarne, za którymi teraz niektórzy zatęsknili. Takie zachowania są prawdziwym zagrożeniem demokracji. Odbudowanie zaufania do wybieralnych władz i do instytucji może trwać latami.
Poza tym jest jeszcze jeden problem: w blisko 1700 obwodów wyborczych kandydowała tylko jedna osoba. W blisko 280 samorządach w wyborach na wójta wystartował tylko jeden kandydat. Co zrobić, gdy są to od kilku kadencji te same osoby? Kto wówczas miałby „mianować” radnych, wójtów? Nie wyjmujmy kolejnej cegły z kruchej jeszcze konstrukcji (bo budowanej zaledwie przez dwadzieścia kilka lat), jaką jest polska demokracja.
Dariusz Dracewicz Radny Miasta Ełku ŁĄCZY NAS EŁK SOJUSZ LEWICY DEMOKRATYCZNEJ 
— W przedmiotowej sprawie, tak naprawdę jestem na rozdrożu. Pojawiają się z jednej i z drugiej strony plusy, i minusy.
Jeżeli chodzi o prezydenta kraju, uważam, że dwukrotna kadencyjność po 5 lat jest wystarczającym okresem na sprawowanie najwyższej władzy w Polsce.
Trochę inaczej patrzę na samorząd, w którym wieloletnie przewodniczenie i praca na rzecz samorządu nie powinna wg mnie być ustawowo ograniczona do określonej ilości kadencji. Wyborcy lokalnie sami powinni decydować i zadawać sobie pytanie, czy włodarz zasługuje na kolejny mandat zaufania i czy dotychczasowe jego czyny nie przekreślają dalszej pracy na rzecz samorządu. Mieszkańcy widzą bowiem z bliska, co dzieje się w pewnej wspólnocie, jaką jest miasto czy gmina. Widzą czy majątek wspólny nie jest niweczony. Oczywiście, zawsze będą się pojawiać pytania i wątpliwości, czy prezydent, burmistrz, wójt, który skupia w swoim ręku ogromną władzę, w 100% działa na rzecz mieszkańców, czy też są na rzecz grup ewentualnego nacisku, przyjaciół, znajomych. Od tego nie uciekniemy. Ważną rzeczą jest to, by osoba wybrana była prawdziwym i uczciwym na wskroś gospodarzem, który nadzoruje i dba o własność ogółu, a nie w partykularnym interesie własnym lub pewnych osób czy też jakichś środowisk. Ważne by osoba rządząca, nie była zależna od nikogo i każdego traktowała równo.
Osobiście widzę tylko jedną wątpliwość co do kadencyjności, jeżeli chodzi o samorząd: by w pewnej chwili zarządzający wspólnym majątkiem się nie zatracił, pogubił, uległ pokusie i sprzeniewierzył się idei, która mu przyświecała podczas pierwszego kandydowania na zaszczytne stanowisko.
Gdybyśmy jednak ograniczyli kadencyjność samorządową np. do 3 kadencji, zawsze może się zdarzyć taka sytuacja, jaka to miała miejsce w Federacji Rosyjskiej, że prezydent i premier zamienią się rolami i tak naprawdę nic się nie zmieni.
Ireneusz Dzienisiewicz Radny Miasta Ełku ŁĄCZY NAS EŁK
— Jak najbardziej jestem za wprowadzeniem kadencyjności dla organów: wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Moim zdaniem dwie, czteroletnie kadencje w zupełności wystarczą na zrealizowanie obietnic wyborczych. Włodarze, którzy zbyt długo trwają na swoich stanowiskach, powodują spadek aktywności obywateli. Przejawia się to choćby niższą frekwencją głosujących, a potencjalni kontrkandydaci wolą unikać startu w wyborach w obawie o późniejsze konsekwencje zawodowe. Zbyt długie piastowanie stanowiska włodarza miasta powoduje, że człowiek traci kontakt ze światem rzeczywistym i staje się nadmiernie pewnym siebie. Takiej osobie trudniej jest przyznać się do błędów i wyciągać z nich wnioski. Dodatkowo wójt, burmistrz, prezydent przestaje traktować swoje stanowisko jako misję społeczną, a zaczyna funkcjonować jak w typowej pracy, przez co spada jego kreatywność. O powstawaniu lokalnych układów i koterii nie będę wspominał, bo jest to „oczywista oczywistość” : ) Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że pierwsze lata sprawowania władzy to czas na naukę. Startując w wyborach, a później je wygrywając, każdy kandydat ma obowiązek posiadać wiedzę na temat funkcji, o jaką się ubiega. Jeżeli takowej wiedzy nie posiada, to znaczy, że na prezydenta czy burmistrza się nie nadaje. Uważam, że wprowadzenie kadencyjności organów wykonawczych w samorządach powinno stać się jak najszybciej.