Dyrektor szkoły, w której uczy się dziewczynka, twierdzi, że przypadki wszawicy zdarzają się sporadycznie, co zaprzecza informacjom uzyskanym od naszej Czytelniczki.
— Był taki okres, w ubiegłym roku szkolnym, kiedy córka przynosiła ze szkoły wszy notorycznie — opowiada kobieta. — Zdążyłam wyczyścić głowę, było kilka dni spokoju, i problem wracał. Sygnalizowałam to pielęgniarce, domagając się, by ta przeprowadziła kontrolę czystości w całej klasie. Tłumaczyła, że nie może, ale w końcu udało mi się ją przekonać. Później usłyszałam, że u nikogo w klasie nie stwierdzono wszawicy i że pewnie Hania przyniosła ją z podwórka. Kilkoro dzieci było w dniu kontroli nieobecnych, więc co to za kontrola? Postanowiłam jednak to sprawdzić. Przez jakiś czas nie puszczałam Hani na dwór, a kontakt z innymi dziećmi miała tylko w szkole. I problem znów się pojawił. Zamknęłam temat, bo przecież nie było sensu „bić piany”. Od tego czasu z wszawicą, kiedy tylko się pojawi, walczę sama.
Sanepid: to problem szkoły!
Okazuje się, że mimo coraz większej świadomości higieny osobistej, problemem wszawicy występuje w wielu szkołach. Jaka jest na dzisiaj skala zjawiska, tego nie wiadomo, ponieważ odkąd wykreślono wszawicę z listy chorób zakaźnych, statystyki nie są prowadzone. Kto powinien zająć się problemem? Zdaniem sanepidu — szkoła.
— Od ładnych kilku lat wszawica nie figuruje w wykazie chorób zakaźnych, w związku z czym nie ma obowiązku zgłaszania faktu jej wystąpienia Państwowej Inspekcji Sanitarnej — mówi Elżbieta Sumara z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Ełku. – Jeżeli w szkole występuje problem wszawicy, to jego rozwiązanie leży w gestii dyrekcji. Dyrektor zarządza dokonanie kontroli czystości głowy we wszystkich oddziałach. Kontrola powinna zostać przeprowadzona indywidualnie w wydzielonym pomieszczeniu przez osobę upoważnioną np. szkolną pielęgniarkę. Informację o wynikach kontroli pielęgniarka przekazuje dyrektorowi, który z kolei zawiadamia o fakcie wystąpienia wszawicy rodziców dzieci.
Kuracji powinni dokonać wszyscy domownicy, za pomocą dostępnych w aptece środków. Dziecko, u którego stwierdzono wszawicę może, ale nie musi, być nieobecne w szkole od 7 do 10 dni. Po tym czasie powinno wrócić na zajęcia z czystą głową.
Dyrektorzy: to zwykła spychologia!
Zadzwoniliśmy do wybranych placówek na terenie powiatu ełckiego, żeby zapytać, czy mają one problem z wszawicą.
— Skala problemu w naszej szkole nie jest wielka, bo to jest kwestia pojedynczych przypadków — mówi jeden z dyrektorów ełckiej szkoły. – Dotyka on tak 2-3 klas w okresie. — Zazwyczaj jest to jedna rodzina, która ma problemy z wyeliminowaniem wszawicy u siebie. W tym roku mieliśmy jeden przypadek, gdzie mama zgłosiła problem, ale nie znaleźliśmy wszy u innych dzieci, ani w tej klasie, ani w grupie świetlicowej. Stwierdziliśmy więc, że musiało dziecko jeszcze z innego źródła się zarazić: zajęcia pozalekcyjne, czy podwórko.
— W tym roku szkolnym nie mieliśmy takiego problemu — mówi dyrektor innej ełckiej szkoły. — Wcześniej zdarzało się to rzadko.
Na pytanie, jak szkoła, radzi sobie z problemem usłyszeliśmy:
– Sanepid nie może przerzucać na nas odpowiedzialności, ponieważ nie ma żadnej podstawy prawnej, która każe dyrektorowi rozwiązywać problem wszawicy w szkole — mówi jeden z dyrektorów. — Nie uciekamy od problemu i jeżeli tylko pojawia się jakiekolwiek zgłoszenie, natychmiast prosimy panią pielęgniarkę o przegląd. Staramy się to robić w sposób intymny, żeby nie napiętnować dziecka, u którego pielęgniarka zauważyła wszy. O stwierdzeniu wszawicy informowany jest wychowawca, który kontaktuje się z konkretnym rodzicem. Jeżeli jest to rodzic, który zadba o swoje dziecko, to problem szybko znika. Natomiast mamy rodzinę, którą wspomagamy bardziej. Do tego stopnia, że kupujemy ze środków szkoły szampony na wszawicę, zobowiązujemy rodzica do pozostawienia dziecka w domu i wyeliminowania problemu.
Kiedy dziecko wraca do szkoły, też najpierw sprawdzamy, czy głowa jest wyczyszczona. Chciałam podkreślić, że robimy to nielegalnie, ponieważ ani my, ani pani pielęgniarka, robić tego nie może. To, co się w tej chwili dzieje, jest chore.
Zawiniły przepisy
Minister zdrowia wydał w 2004 r. rozporządzenie znoszące obowiązek kontroli higieny uczniów przez szkolne pielęgniarki. W standardach zaś opracowanych przez Instytut Matki i Dziecka, a dotyczących postępowania pielęgniarek szkolnych, znalazł się zapis uznający, że „utrzymywanie w szkołach przeglądów czystości ciała i odzieży należy uznać za gwałcenie praw dziecka”. Jakby tego było mało, w 2008 r. wszawica została wykreślona z wykazu chorób zakaźnych, które zwalcza się z urzędu i służby sanitarne nie mają kompetencji, by w przypadkach wykrycia wszawicy ingerować w szkołach. Z problemem pozostawieni zostali dyrektorzy i rodzice.
— Jak my się sprawą nie zajmiemy, to nikt się nie zajmie — mówi jeden z dyrektorów ełckiej szkoły. – Wspomnę o jeszcze bardziej skrajnym przypadku w naszej szkole, sprzed roku — dziecko ze świerzbem. Sanepid, podobnie jak w przypadku wszawicy, stwierdził, że się sprawą nie będzie zajmował, bo to świerzb, według ich klasyfikacji nie jest chorobą zakaźną.
— Każdy odpycha temat od siebie — mówi dyrektor innej ełckiej szkoły. — Jest luka prawna, którą moim zdaniem, trzeba wypełnić.
Ważna profilaktyka
Wszawicą można zarazić się tylko przez bezpośredni kontakt, dlatego warto: systematycznie kontrolować włosy dzieci (raz na 2 tygodnie oraz po każdym powrocie dziecka z wakacji lub wycieczek szkolnych), nie korzystać wspólnie z rzeczy osobistego użytku (grzebienie, szczotki, gumki do włosów, ręczniki, czapki) oraz unikać bezpośredniego kontaktu głowami (włosami) z innymi ludźmi.
Są dwa sezony szczytowe, kiedy wszy najczęściej pojawiają się w szkołach. Pierwszy to początek roku szkolnego, kiedy dzieci wracają z kolonii i obozów, drugi to późna jesień i początek zimy, kiedy dzieci zaczynają nosić czapki. Warto w tych okresach częściej przeglądać głowy naszych pociech.
©Miasto-gazeta.pl