Kiedy oprawca nie widzi w sobie błędu

reklama

Rozmawiamy z Moniką Zuber, pastor Kościoła Ewangelicko-Metodystycznego w Ełku

Spotykamy się w czasie dość szczególnym dla wiernych Kościoła Katolickiego. Emisja filmu braci Sekielskich „Tylko nie mów nikomu” i pokazane w nim sprawy sprawiły, że instytucja Kościoła Katolickiego mówiąc językiem marketingu, bardzo straciła wizerunkowo.

Czy Kościół protestancki jest w kwestii seksualności inny?
— Mamy trochę inne wartości, dla nas wartością nadrzędną jest Pismo Święte, a nie instytucja Kościoła. Brak celibatu wprowadza zupełnie inną perspektywę rozumienia seksualności. Seksualność jest częścią ludzkiego życia i nie jest przez nas postrzegana negatywnie. Nigdy nie szliśmy drogą ascezy. Jeśli Bóg coś stworzył, to zgodnie z Pismem Świętym wierzymy, że jest to dobre. Nie rozumiemy uporu trwania w celibacie, to jest wbrew naturze, wpływa na to, jak osoby duchowne postrzegają człowieka, relacje między ludźmi. Celibat jest ideologiczny, nie ma uzasadnienia w Piśmie Świętym, asceza też.

Pismo Święte powstało w środowisku Bliskiego Wschodu, gdzie seksualność była postrzegana bardzo pozytywnie, była częścią człowieka, radością, formą jego realizacji, można z niej czerpać satysfakcję i budować na jej podstawie dobre więzi. Co innego, kiedy ludzie sami decydują o własnej seksualności, co innego, kiedy jest im ona narzucona.

Jest narzucona właśnie poprzez instytucję Kościoła?
— Podział na duchownych i świeckich w Kościele Katolickim jest bardzo sztywny. My trzymamy się zasad Ewangelii, nie ma tutaj lepszych i gorszych, duchowni i świeccy tworzą razem jako całość Kościół, mamy raczej kapłaństwo powszechne.

Co to znaczy?
— Każdy wierny ma te same łaski, dary, możliwości i ten sam dostęp do Boga. Nie tworzymy hierarchii dostępu do Boga. W Kościele Katolickim ona istnieje, jest pogląd, że stanowią go w głównej mierze duchowni, reszta to jakiś dodatek, „ciemny lud”. Jezus bardzo walczył z taką skłonnością dzielenia ludzi na lepszych i gorszych. Uczył, że jeśli ktoś chce być autorytetem, chce przewodzić, to powinien być przede wszystkim sługą. Ewangelia jest ostra w kwestii oceny osób, które przewodzą innym, mówi o tym rozdział 23. Ewangelii Świętego Mateusza. Jeśli ktoś chce przewodzić innym, ma czerpać przykład z Chrystusa, który służy, który ma osobowość niejako wyprzedzającą w okazywaniu miłosierdzia, łaski, dobroci, służenia innym. Można to spotkać wśród zakonników, ale to były słowa skierowane do wszystkich ludzi. Tak funkcjonował Kościół na początku, był przecież wyśmiewany przez ówczesne społeczeństwo jako religia ubogich, kobiet, wyrzutków społecznych. Tam każdy mógł poczuć się kimś, nie było ważniejszych i mniej istotnych.

Z tego aspektu równościowego wyniknął też sukces chrześcijaństwa?

— Tak. Chrześcijaństwo walczyło z dyskryminacją, z negatywnym postrzeganiem człowieka w różnych ówczesnych kulturach, skierowało niejako tę antropologię na nowe tory, na pozytywne postrzeganie człowieka. Chodziło też o łaskę, o to, że Bóg pozytywnie patrzy na człowieka, nie jest sędzią, policjantem, chce mieć z każdym człowiekiem pozytywne relacje, nie tylko z wtajemniczonym i ascetą, przeciwnym naturze ludzkiej. Przecież wielcy bohaterowie Wiary, nawet apostołowie, to osoby, które popełniają błędy, są do szpiku kości ludzcy, z błędami, emocjami, czasami z porywczością. Bóg przychodzi do każdego człowieka. W tej duchowości żydowskiej piękne jest to, że oni z Bogiem walczą!
Jaka to jest odwaga, jakie pojęcie Boga, z którym można walczyć o błogosławieństwo, o to, żeby był z nami. My posadziliśmy raczej Boga na obrazkach, mało jest Go między nami i myślę, że jest to duży grzech, że Bóg niejako ucieka, a zostaje instytucja.

Na którą rzekomo trwa zmasowany atak, a zgodnie z logiką wojny powstaje wtedy syndrom oblężonej twierdzy?
— Myślę, że mamy do czynienia ze społeczeństwem uwikłanym w przemoc. Oprawca nigdy nie widzi w sobie błędu. Zawsze odpowiedzialna jest ofiara, okoliczności, zła pogoda, wszystko inne. Ten, kto stosuje przemoc, nigdy nie widzi w sobie winy. Ja to widzę w różnych kontekstach społecznych w naszym kraju. Żałuję, że tak mało się mówi na temat relacji opartych o przemoc, o tym, jak one rządzą naszym codziennym życiem. Jest mi przykro, że więcej osób staje po stronie oprawców, gdyż są to ludzie, którzy mają wpływy, które walczą o własny wizerunek. To nie są osoby, które umieją powiedzieć przepraszam, i nie mówię tu o jednostkach, ale o całej zbiorowości. My też jako Polacy, nie umiemy powiedzieć przepraszam i to jest błąd. My jako protestanci doświadczyliśmy tego na własnej skórze. Kościoły odbierano nam widłami, część spalono, my tutaj właściwie co niedziela do 1958 roku mieliśmy w świątyni powybijane szyby. Nie usłyszeliśmy słowa przepraszam.

Rozmawiał Adam Sobolewski