„Dwudziestoletni” monopol włodarzy pęka. Dwukadencyjność zmienia reguły gry w samorządach

Przez 20 lat w wielu polskich gminach i miastach trwał cichy, lecz niepodważalny monopol – wójtowie, burmistrzowie i prezydenci przykleili się do foteli jak rzep do dywanu. Ich rządy trwały od kadencji do kadencji, a znużona lokalna scena polityczna zdawała się akceptować to bez protestu. Ten układ przypominał dobrze naoliwioną machinę, która skutecznie blokowała wszelkie próby zmian i odświeżenia.
reklama

Wielu z tych samorządowców budowało swoją pozycję na sprawnym korzystaniu z funduszy unijnych. Inwestycje rosły jak grzyby po deszczu: drogi, hale sportowe, kanalizacje. Jednak za tą fasadą modernizacji często brakowało spójnej wizji rozwoju, długofalowej strategii czy chociażby gotowości do innowacji. W efekcie unijne pieniądze stały się nie tyle narzędziem rozwoju, co wygodną zasłoną dymną dla braku odwagi do prawdziwych reform.

Dwukadencyjność to młotek, który rozwala stare układy

Wprowadzona limitacja kadencji to jak zimny prysznic dla zakurzonych lokalnych baronów. Kończy się czas ciepłych posad i układów na lata, gdzie wszystko kręciło się wokół jednej osoby – niepodzielnego władcy swojego małego królestwa. Koniec z tym! Dwukadencyjność zmusza do odejścia, daje przestrzeń nowym twarzom i pomysłom. To antidotum na stagnację i układy, które blokowały rozwój i demokrację.

Argument o bezcennym doświadczeniu długo dominował w dyskusjach o lokalnej polityce. Jednak historia ostatnich dekad pokazuje, że wieloletnie rządy często prowadziły do wypalenia i konserwacji statusu quo. Dwukadencyjność nie neguje wartości doświadczenia, ale przypomina, że jest ono tylko jednym z wielu czynników skutecznego przywództwa – i nie może być usprawiedliwieniem dla braku zmian.

A co z przyszłością? Nie liczmy na bajki

Oczywiście, nie będzie łatwo. Kończy się era łatwych pieniędzy z UE, a miasta mogą odczuć spowolnienie. Ale to też koniec złudzeń – prawdziwy rozwój nie może opierać się na ciągłym podpinaniu się pod unijne dotacje i przewidywalne granty. Potrzeba odwagi, pomysłowości i zaangażowania nowych liderów, którzy nie boją się porażek i potrafią myśleć daleko poza schematami starych układów.

Dwukadencyjność to koniec wygodnej zabawy w samorządowe królowanie. To szansa, by skończyć z lokalnym „biznesem” dla wybranych i zacząć budować samorząd prawdziwie dla mieszkańców. Niech stare rządy odchodzą w niepamięć, a nowa jakość pokaże, że zmiana jest możliwa – i to nie tylko na papierze.