Ełk: Miasto, w którym krytyka władzy ma swoją cenę

Ełk to miejsce, gdzie publiczna debata nabiera specyficznego charakteru. Oficjalnie nikt nie zabrania krytyki, ale w praktyce każdy, kto odważy się głośno wyrazić swoje niezadowolenie, szybko może przekonać się, że ma do czynienia z systemem, który nie toleruje sprzeciwu. Mechanizm jest prosty – jeśli masz odwagę zadawać niewygodne pytania, natychmiast zostajesz „oznaczony”.
reklama

Etykietowanie zamiast dialogu
Lokalna władza w Ełku opanowała do perfekcji sztukę dzielenia ludzi. Krytyczne komentarze nie są traktowane jako naturalny element demokratycznej dyskusji, lecz jako atak, który musi mieć określone źródło. Wystarczy, że ktoś publicznie wyrazi swoje zdanie, a natychmiast zostaje przypisany do jednej z kategorii:
• Dziennikarz – bo kto inny miałby wątpliwości wobec decyzji władzy?
• Opozycjonista – bo przecież zwykły obywatel nie może interesować się lokalną polityką z własnej woli.
• Anonimowy hejter – bo tylko ktoś, kto „chce zaszkodzić”, mógłby pisać anonimowo.

Nie ma znaczenia, czy dany głos krytyki jest merytoryczny i poparty faktami. Ważniejsze staje się to, kto mówi, a nie co mówi. Taki sposób działania jest wygodny – zamiast odnosić się do argumentów, można zdyskredytować osobę, która je wygłasza.

Obywatele nie są już bierni
Problem w tym, że mieszkańcy Ełku coraz częściej dostrzegają tę strategię i nie chcą się jej poddawać. Zmienia się świadomość społeczna – ludzie wiedzą, że mają prawo pytać, domagać się przejrzystości i rozliczać tych, którzy rządzą miastem. Nie chcą już być traktowani jak bierna masa, którą można sterować, manipulując informacjami i budując atmosferę strachu.

Anonimowe konta w mediach społecznościowych, które władza próbuje przedstawiać jako „tajemnicze, wrogie siły”, to często zwykli mieszkańcy, którzy obawiają się konsekwencji używania swojego nazwiska lub osoby, które nie mogą ujawniać tożsamości ze względów zawodowych.

Polityka strachu nie działa wiecznie
Historia pokazuje, że żadna władza nie jest w stanie tłumić głosu obywateli w nieskończoność. Im bardziej próbuje się kontrolować narrację i marginalizować krytykę, tym większy opór społeczny się rodzi. Władza w Ełku może nadal próbować etykietować ludzi, ignorować niewygodne pytania i tworzyć atmosferę podejrzliwości, ale jedno jest pewne – ludzie widzą coraz więcej. I co ważniejsze, przestają się bać mówić o tym głośno.

Może, zamiast walczyć z mieszkańcami, warto wreszcie zacząć ich słuchać?