Na przystanek przy ul. Sikorskiego Baśka wybiera się z samego rana. Czeka na „ósemkę”. Zerka na zegarek. Godzina 8. Pozostało 5 minut do przyjazdu autobusu. Na dworze ziąb, kropi deszcz. Baśka otula się szalikiem i przestępuje z nogi na nogę. Jest! Autobus wjeżdża w zatoczkę i zatrzymuje się tuż przed nią.
Nasza „naprawiaczka świata” kieruje się do środkowego wejścia. Czeka… Z autobusu wysiada starszy mężczyzna, za nim matka z rozkrzyczaną ośmio-, może dziesięcioletnią dziewczynką i kobieta około 40-tki. Ta ostatnia, mijając się w przejściu z Baśką, wręcza jej bilet.
– Nie kasuj. Weź mój – mówi.
Baśka waha się przez chwilę. W końcu bierze bilet do ręki, wsiada do autobusu i zajmuje zwolnione przed chwilą miejsce przy oknie. Niespokojnie rozgląda się na boki. Autobus wypełniony po brzegi. Wszystkie miejsca siedzące zajęte. Nikt nie zauważył, że nie podeszła nawet do kasownika. Uspokojona nieco, wkłada słuchawki do uszu i włącza ulubiony kawałek. Autobus rusza. Jeden przystanek, drugi i trzeci. Baśka wysiada na ul. Dobrzańskiego. Zadowolona, że udało jej się zaoszczędzić 2,40zł na bilecie, podaje go kolejnej osobie.
– Nie kasuj. Weź mój – szepce i w „podskokach” rusza do domu.
Opisana historia nie jest odosobnionym przypadkiem. Przekazywanie biletów między pasażerami Miejskiego Zakładu Komunikacji to powszechny proceder, szczególnie wśród młodzieży. Gdyby Baśka skasowała bilet, za swoją podróż (od przystanku A-Sikorskiego do przystanku C-Dobrzańskiego) zapłaciłaby 2,40zł. Tyle samo wydałby na bilet pasażer, który wsiadłby do autobusu linii nr 8 na pętli przy ul. Jeziornej. Z tą różnicą, że on przejechałby aż 14 przystanków. I gdzie tu sprawiedliwość? – zapytałaby Baśka.
Bo cóż złego jest w tym, że całą trasę na jednym bilecie przejadą trzy osoby? Może jest to trochę nieuczciwe. Co zrobić? Każdy kombinuje, jak może, a czym lepiej kombinuje, tym więcej zostaje mu w kieszeni. W końcu, kruk krukowi oka nie wykole.
Dla porównania: Polskie Koleje Państwowe nie „kasują” od nas pieniędzy za podróż z Ełku do Olsztyna, jak chcemy wysiąść w Giżycku. Płacimy tylko za te kilometry, które faktycznie przejedziemy. Może MZK powinno wziąć przykład z PKP i też wprowadzić bilety „odległościowe”? Czar.