Globalne ocieplenie. Spisek ekologów i lewaków?

reklama

Rozmawiamy z Ewą Bińczyk, prof. Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, filozofką i socjolożką, autorką książki „Epoka człowieka. Retoryka i marazm antropocenu”.

— Globalne ocieplenie to wymysł i spisek ekologów i „lewaków”?

— Robi to wrażenie jakiejś kontrowersji, przynajmniej tak to jeszcze 10 lat temu przedstawiały media. Nie ma w tej sprawie żadnej kontrowersji. Opinia publiczna jest zmanipulowana kampaniami dezinformacyjnymi, które, jak się okazało, są sponsorowane przez przemysł paliwowy. Ludzie, którzy trzymają się w uścisku wzajemnej krytyki, profesjonaliści, naukowcy są pewni — wątpliwość jest marginesem. W 97 proc. publikacji naukowych uważa się, że mamy do czynienia z destabilizowaniem się klimatu wywołanym działalnością ludzką, nie żadnym wpływem Słońca, ale emisją gazów cieplarnianych. Skąd to moje, twoje, pewnie wielu osób przekonanie o istnieniu kontrowersji jeszcze parę lat temu? Po roku 2010 był wysyp badań z dziedziny studiów nad nauką i technologią. Upubliczniono akta z procesów sądowych w Stanach Zjednoczonych, archiwa tzw. think thank-ów. Okazało się, że ktoś sfabrykował tę wątpliwość, ktoś, komu zapłacono. Byli to tzw. handlarze tymi wątpliwościami, niby- eksperci, których można wynająć. Jeśli jesteś potężnym koncernem paliwowym, to możesz wynająć takich ludzi. Te strumienie finansowe zostały w tej chwili częściowo opisane.

— Było więcej takich tematów?
— Tak, np.: podważanie faktu, że palenie szkodzi — zainteresowane tym były koncerny tytoniowe, potem ogromna kampania na temat tezy, że nie wiadomo, czy bierne palenie szkodzi. Okazuje się, że przeznaczono ogromne pieniądze na podważenie tego faktu. Odkryto instrukcje, podręczniki, jak tworzyć taką kakofonię wątpliwości, pytań: „Ale czy aby na pewno, czy to jest w 100 proc. udowodnione? Czy nie można powtórzyć tych badań, może tutaj jest jakiś błąd metodologiczny, trzeba rozszerzyć próbę? Mechanizmami nauki podważano fakt naukowy. Nie udało się „zdekonstruować”, zniszczyć faktów, antyfaktu nie udało się sfabrykować, ale kakofonia pytań sprawiła, że wytworzono wrażenie, że jest jakaś kontrowersja — o to chodziło, nauka ma się dobrze, ale można było wytworzyć wątpliwość, rozmyć, odwrócić uwagę. Ukazywało się np.: dużo artykułów dotyczących tego, że trzeba sprawdzić, czy globalne ocieplenie nie jest wywołane działaniem Słońca albo nawołujące do sprawdzenia, czy to na pewno dotyczy całej Ziemi, może to jest cykliczne, a może to się zmieni …

— Mamy poważniejsze problemy na Ziemi?
— Mamy głód i wojny, w Polsce zmiana klimatyczna zacznie nam poważnie doskwierać pewnie za kilkanaście lat. Strategia denialistów, czyli ludzi zaprzeczającym globalnemu ociepleniu spowodowanemu działalnością człowieka, to „paraliż przez analizę”. Sparaliżujmy przeciwnika, analizując wszystkie szczegóły jego artykułów i stawiając miliony pytań, sprawmy wrażenie, że właśnie jest kontrowersja. Do tego wynajmowano gwiazdy naukowe, wytworzył się galimatias.

— Żyjemy w czasach post- prawdy?
— Istnieją wiarygodne czasopisma naukowe, gdzie badacze wzajemnie się sprawdzają i recenzują, są wiarygodne instytucje, np.: Polska Akademia Nauk. Jeżeli PAN publikuje oświadczenie, w którym prosi, żeby nie słuchać sceptyków, że globalne ocieplenie jest bardzo dobrze udokumentowanym faktem naukowym, to powinniśmy uznać to za rozstrzygające. Niestety, oświadczenia PAN nie krążą na Facebooku, naukowcy mają problem z dotarciem do mediów i opinii publicznej. To media mają dbać o to, żeby interesować się tym, gdzie leży źródło autorytetu naukowego, a nie tylko o to, gdzie można wyczuć skandal czy kontrowersję. Chodzi o to, żeby nie publikować głosów po równo — mamy przeciwnika, „zaprzecza” i osobę uznającą fakt zmiany klimatycznej i dajemy w mediach po 50 procent dla obu stron. Nie! Powinniśmy przeciwnikom dać 3 proc., zaś drugiej stronie 97 proc! Tak jak rozkłada się to wśród naukowców. Okazuje się też, że dziennikarze byli zastraszani poprzez wielkie koncerny paliwowe. CNN próbował po prognozach pogody informować o zmianach klimatycznych. Dostawał sygnał od wielkich firm paliwowych — nie róbcie tego, bo to szkodzi naszym interesom. W listopadzie ubiegłego roku mieliśmy w Polsce temperatury powyżej 20 stopni, teraz przeżywamy kolejne 38-stopniowe upały. W prognozie pogody mogłaby być, chociaż wzmianka o tym, że to efekt zmiany klimatu.

— Chyba jednak na fali upałów coś się zmienia, chociaż słuchając niektórych komercyjnych stacji radiowych, mam wrażenie, że tworzą atmosferę idylli — są wakacje, jest ciepło, jest super.
— Rok 2018 to w Polsce rok przełomowy. Media zaczynają pomalutku mówić o zmianach klimatycznych. Watykan, UE, IEA, ONZ, Bank Światowy uważają, że musimy przejść na politykę nisko-emisyjną, odejść od paliw kopalnych, aby powstrzymać ocieplenie klimatu do 1,5 stopnia Celsjusza. Teraz mamy 1 stopień, więc to się może zdarzyć w ciągu dwóch dekad, mamy czas do 2030 roku. Polskie kopalnie są przestarzałe, nie mamy już tego najlepszego węgla, wydobywamy złej jakości węgiel, do którego dopłacamy, Nikt nie chce go kupić. Sprowadzamy też węgiel, co jest krótkowzroczne. Nasze energetyczne sieci przesyłowe są do wymiany. UE nałoży kary, a wiatraki i energia słoneczna są coraz tańsze, coraz wydajniejsze. Można wygasić polskie górnictwo, nie musi przy tym dojść do zwolnień. Trzeba wreszcie stawić czoła faktom.

— Twoja książka „Epoka człowieka. Retoryka i marazm antropocenu” nie jest optymistyczna. Czy możemy jako ludzie jeszcze coś zrobić, żeby powstrzymać katastrofę?
— Jesteśmy wyjątkowym pokoleniem kresu czasu. Jeśli nic nie zrobimy, nie będzie można utrzymać cywilizacji w dotychczasowym kształcie. Czekają nas wojny klimatyczne, uchodźcy klimatyczni, dalsze przemieszczanie się stref klimatycznych, ostre lato i od razu zima, poważne susze i ulewy, huragany, klęski żywiołowe. Zapanuje reżim trwałych anomalii. Do 2050 roku w oceanach będzie więcej plastiku niż ryb. Pokrywa lodowa Grenlandii już w tej chwili roztopiła się na tyle, że przesunęła się oś Ziemi, jest to zmiana spowodowana przez człowieka. Rok 2050 będzie newralgiczny. Jeśli średnie temperatury przekroczą 2 stopnie Celsjusza, zapanuje chaos, który dotknie atmosferę, biosferę, hydrosferę i nasze relacje wzajemne. To nie jest kwestia tego, czy możemy coś zrobić – my musimy działać, bo alternatywa jest zatrważająca.

Rozmawiał Adam Sobolewski.

Komentarze