„Ełk pięknieje i tak trzymać” – takie hasło pojawiało się przed wyborami samorządowymi w 2018 roku i miało świadczyć o tym, że słuszną linię obrała nasza władza … Więcej, to hasło i ta ideologia, to główny chwyt marketingowy obecnej ekipy trzymającej większość sznurków decyzyjnych w mieście – że ścieżki, chodniki, parki, ławeczki, kostki itp. A to, że zamek niszczeje?
Nie wiem, co myślą odwiedzający wyspę zamkową turyści niemieccy, ale to chyba dobry przykład tzw. Polnische Wirtschaft, czyli hasła, w którym Niemcy zawarli swoją pogardę dla polskiego bałaganu i bezmyślności.
Dlaczego zamek niszczeje? Przecież jest sprzedany, jest inwestor? Pytamy o to Artura Urbańskiego, zastępcę prezydenta Ełku.
– Rada Miasta przedłużyła inwestorowi czas na rozpoczęcie prac na wyspie zamkowej do 2020 roku – mówi Artur Urbański. – Pamiętam to posiedzenie. Argumentacja developera była taka, że przedłużają się prace związane z uzgodnieniem ze służbami konserwatorskimi. To, że jest to bardzo trudna inwestycja, było wiadome od samego początku, nikt tego nie ukrywał, kupujący też miał tego świadomość. Jesteśmy w stałym kontakcie z panem Basiewiczem, ważne jest to, co uda się ustalić podczas rozmów ze służbami konserwatorskimi, z Narodowym Instytutem Dziedzictwa. To NID jest jednostką, która uzgadnia i określa warunki tej inwestycji od strony konserwatora.
– Czy coś się dzieje w tej kwestii?
– W tej chwili powstaje koncepcja przebudowy tego całego kompleksu zamkowego.
– Kto ją tworzy?
– Inwestor przy pomocy architektów. Na początku roku rozpoczął współpracę z ludźmi, którzy mają mu przygotować odświeżoną koncepcję. Problemy wiążą się z uzgodnieniem, jak ma wyglądać Centrum Konferencyjne, SPA, restauracje. NID jest powołany do tego, żeby ustalać zakres prac, oni dostają dokumentację archeologiczną i ustalają, co można zachować, zostawić, co można zabetonować itp.
– W umowie z inwestorem jest zapis gwarantujący miastu, że może wywierać na inwestorze nacisk, egzekwować zobowiązania.
– Miasto ma narzędzia, żeby wyegzekwować należności, ale dopóki piłka jest w grze, a inwestor pokazuje, że chce działać, nie chcemy ich używać. Od 70 do 100 tys. zł rocznie łożyliśmy na utrzymanie tego obiektu. Zależy nam, żeby była realizacja inwestycji, patrzymy z troską i nadzieją na to, że będzie remont. Pan Basiewicz chce to zrobić, inwestuje środki w prace projektowe, w budowanie koncepcji. Zamek to bardzo wizerunkowe miejsce w naszym mieście. Jeśli będzie tam ładny obiekt, to krajobraz się zmienia. Nie chcę gdybać, nie chcemy, żeby to trwało w nieskończoność. Wszyscy czekamy na jakieś kroki, każdy ma świadomość tego, że to trudne prace, trudny teren. Uspokajające by było mieć potwierdzenie, że jest uzgodnienie z NID, że przysłowiową łopatę można tam wbijać. Jest światełko w tunelu.
Nie wiemy, jak się skończy zamkowa epopeja. Ełcki zamek podlegał kiedyś komturowi z Bałgi. Bałgi już dawno nie ma, to miejsce leży teraz w Obwodzie Kaliningradzkim, po pięknym tamtejszym zamku nic prawie nie zostało. Czy Ełk czeka to samo? Co na to komtur Ulryk von Jungingen, który zginął pod Grunwaldem, a w Ełku rozwijał swoją karierę?
A może to on rzucił jakąś klątwę albo urok na miejsce, w którym służył Zakonowi?
Co na to ełczanie? Nie przeszkadza nam „Polnische Wirtschaft”? Bo jest kilka fontann i kolorowy mostek?
Do tematu wrócimy.