Kontrowersje wokół Pocztovii: Czy Ełk stracił na tajemniczych transakcjach z deweloperem?

Kiedy w Ełku zlikwidowano plac kwiaciarek, aby ustąpić miejsca luksusowemu budynkowi Pocztovii, mało kto przypuszczał, że za tą decyzją mogą kryć się niejasności i kontrowersje. Dziś jednak okazuje się, że sprawa jest dużo bardziej skomplikowana. Nowo ujawnione dokumenty wskazują na brak zgodności z planem zagospodarowania przestrzennego oraz podejrzane transakcje notarialne związane z tym terenem.
reklama

Z dokumentacji wynika, że deweloper, nabywając nieruchomość przyległą do budynku przy ul. Armii Krajowej 11 A, otrzymał ją z wydzieloną drogą dojazdową, za którą zgodnie z dokumentacją nie zapłacił. A co się z tym wiąże, pozwoliło mu to obniżyć koszty zakupu tej nieruchomości, gdyż działka drogowa pozostała i pozostaje do dziś w zarządzie miasta. 

Deweloper, zmieniając jej użytkowanie poprzez utworzenie miejsc postojowych, mógł osiągnąć też dodatkowe korzyści finansowe. To nie tylko przeczy pierwotnym założeniom planistycznym, ale również pozbawia miasto potencjalnych dochodów z tytułu użytkowania tego terenu. 

Pytania o legalność tych działań i o to, kto na tym skorzystał, pozostają otwarte, rodząc spekulacje o nadużyciach władzy. Co więcej, w latach poprzednich ustanowiono na tej działce służebność na rzecz Wspólnoty „Pocztovia”, pozwalającą na swobodny przejazd i przejście, co formalnie oznacza, że miasto musiało być świadome charakteru użytkowania tej nieruchomości.

 Niepokojące jest to, że mimo ustanowienia służebności miasto nie interweniowało, gdy deweloper zmienił sposób użytkowania terenu z przejazdu drogowego na miejsca postojowe.

  — Jeżeli chodzi o naziemne miejsca parkingowe, to w mniej więcej w minionym roku, […] zaczęła pojawiać się informacja co do tych miejsc — powiedziała we wrześniu na komisji Gospodarki Komunalnej — Marta Herbszt, naczelnik Wydziału Planowania Przestrzennego i Gospodarki Nieruchomościami Urzędu Miasta w Ełku, (17 września 2024 r.). 

Sprawa staje się jeszcze bardziej niezrozumiała w świetle wniosku mieszkańców o wykupienie tych miejsc postojowych z 99% bonifikatą. Taki ruch mógłby oznaczać legalizację niezgodnych z prawem działań na korzyść osób prywatnych kosztem interesu publicznego. 

Fakt, że prezydent miasta wyraził zgodę na ustanowienie służebności przejazdu, może sugerować, że władze lokalne mogły być świadome tych działań, co stawia pod znakiem zapytania przejrzystość i odpowiedzialność w zarządzaniu majątkiem publicznym. 

Czy urzędnicy miejscy byli świadomi tej sytuacji, a jeżeli tak, to dlaczego przymykali oko na bezprawne wykorzystanie mienia miejskiego na prywatne potrzeby dewelopera? 

Czy ustanowienie służebności przez miasto mogło sugerować, że zaistniało jakieś ciche przyzwolenie na działania dewelopera? Przedstawiona sytuacja wymaga krytycznego spojrzenia na działania miasta Ełku w kontekście sprzedaży nieruchomości pod budowę Pocztovii. 

Już samo „rozczłonkowanie” gruntów oraz wydzielenie działki przejazdowej, która nie została sprzedana wraz z innymi, budzi pytania o transparentność i celowość takich działań.

Czy nasze władze miały świadomość tych nieprawidłowości, czy po prostu zignorowały sposób zagospodarowania terenu? Należy postawić pytania, kto na tych decyzjach zyskał, a kto stracił oraz jakie kroki podejmą teraz władze, aby rozliczyć odpowiedzialnych i przywrócić działkę do pierwotnego przeznaczenia?

Reasumując

Czy mamy do czynienia z próbą „uregulowania” stanu prawnego po fakcie? Coś, co miało być tymczasowe lub niesformalizowane nagle staje się przedmiotem próśb o zalegalizowanie na korzystnych warunkach, bo:

• Basiewicz stworzył miejsca postojowe na gruncie należącym do miasta (formalnie będącym drogą publiczną).

• „Pobrał” opłaty za korzystanie z tych miejsc postojowych od mieszkańców lub najemców?

• W papierach tych miejsc postojowych nie uwzględniono jako formalnych miejsc parkingowych, co sugeruje, że działanie mogło być niezgodne z prawem.

• Wspólnota teraz wnioskuje o przejęcie tej części działki (czyli drogi publicznej) od miasta z 99% bonifikatą, co właściwie oznaczałoby przekazanie jej za symboliczną kwotę.

Wygląda to na próbę zalegalizowania działań, które mogły być prowadzone bez zgody miasta, a teraz – po stworzeniu infrastruktury – chcą niejako „wymusić” przekazanie tej części działki.

 Autorzy: Pójdę Boso i Renata Szymaszko

Komentarze