Piotr Gajewski: Jestem pantoflarzem

- To rodzina jest dla mnie najważniejsza i zawsze będzie.
reklama

Życie małżeńskie z problemami i nałogami — kto winien?

— Zadajesz trudne pytania, a ja nie mam recepty na wszystko — gdybym twierdził inaczej, byłoby to wysoce nieodpowiedzialne. Nigdy nie ma winy po jednej stronie. Każdy dołożył swoją łyżeczkę problemu. Nieumiejętność bycia ze sobą, zachowania w relacjach międzyludzkich, przemoc, alkohol, narkotyki — to bardzo poważny dylemat.

Są terapie?

— Terapie są różne, ale bardzo dobrym adresem, aby dowiedzieć się, jak terapie wspierają, jest ośrodek w Starych Juchach. Tam trafiają ludzie z problemami i tam mają taki swój czas oczyszczenia. Polega on na genezie problemu, zmierzeniu się z nim, znalezieniem punktu, który do tego doprowadził. Oczyszczeniem tych punktów i dalej, znalezieniem błędów.

Błędy w wychowaniu?

— Nie można wstydzić się, mówić o błędach, jakie my rodzice popełniliśmy w wychowaniu. Nie jesteśmy doskonałymi rodzicami — też popełniamy błędy. Gdzieś nasze słabości, które są w procesie wychowawczym, mogą przenieść się negatywnie na życie młodego człowieka. Nasze życie też nie było „zero – jedynkowe”. Nie ma życia jak w komputerze, że ustawimy wszystko tak, aby ułożyło się idealnie. Za człowiekiem stoją emocje, okiełznanie emocji jest bardzo trudne. Często mylimy uczucia z emocjami. To jest poważny problem. Nie umiemy nazywać uczuć. Bazujemy na tym, co przeżywamy.

Kiedy miłość nie jest miłością?

— Miłość musi być odzwierciedleniem relacji naszego serca, a nie tylko fizycznym zauroczeniem. Można by powiedzieć – chemią. Fizyczność nie może brać góry nad uczuciem — bo to uczucie pozwala nam na wspólne przeżywanie trudności, z jakimi zmagamy się na co dzień w swojej rodzinie i nie tylko.

Kto ma problem z okazywaniem uczuć — Czy to osoby z problemami?

— Nie zawsze. Chyba nawet wręcz przeciwnie. To właśnie ludzie bardzo wrażliwi popadają w nałogi, które ich powoli „zabijają”.

Kto winny?

— Nie ma chyba jednoznacznej odpowiedzi

na to pytanie. Jeżeli w związku nasz partner/ka, który ma problem, budzi się nagle z letargu, podejmuje wysiłek. Wtedy należy się z tym zmierzyć i razem z tą osobą należy iść na terapie. Nauczyć się żyć na nowo. Często jest tak, że ta druga osoba tego nie wytrzymuje i odchodzi.

O czym to świadczy? Syndrom ofiary i kata?

— To świadczy o tym, że być może ta druga osoba miała chory obraz relacji międzyludzkich. Dla niej było czymś normalnym, żeby facet czy kobieta tak się zachowywali. A gdy zaczyna być normalnie, np. przestaje pić, trzeźwo patrzy na świat, ocenia realnie rzeczywistość, zaczynają budzić się do życia poprawne relacje zewnętrzne – to ta druga strona tej presji nie wytrzymuje. Aranżuje problemy — sytuacja, kiedy mamy wspólnego wroga – to jesteśmy zintegrowani – gdy nie mamy wspólnego wroga – szukamy wtedy problemów między sobą. Takie relacje też są. Najważniejsze to wyjść z impasu i postawić sobie pytanie – czy jeszcze ta miłość jest? Czy tam gdzie idziesz, będzie lepiej? Jeżeli pójdziesz w nowe życie z tym ładunkiem emocjonalnym — to wcale nie będzie lepiej.

I co? Skreślić ją, powiedzieć, że jest niedobra?

— Należałoby odstąpić od dokonywania oceny tej rzeczywistości, którą na co dzień napotykamy. Bałbym się jednoznacznego oceniania. Jest takie powiedzenie „Jeśli chcesz ocenić moje życie- to włóż moje buty”

Nikt nie błądzi sam?

— Dokładnie. Warto poznać historię ścieżek ludzkich, lęków, stanu emocjonalnego. Może byłoby lepiej, gdybyśmy ze sobą rozmawiali. Gdybyśmy na bieżąco rozwiązywali problemy. Nie skrywali ich. Zawsze są dwie strony medalu. I dwa punkty widzenia problemu. I zazwyczaj wina leży po obu stronach. Ale przyjąć to do wiadomości, to też trudne.

Nałogi — ucieczka?

W sytuacjach, w których nie potrafimy sobie poradzić, sięgamy do nałogów. Problem potęguje się jeszcze bardziej, jeżeli znajdziemy towarzystwo z podobnym problemem i nałogiem. Razem „wpada” się
szybciej.

Facetowi pijanemu bardziej „wypada” leżeć na ławce w parku niż kobiecie. Skąd wzięły się takie przekonania?

— Od kobiet wymaga się zawsze więcej. Sto, może więcej lat temu kobieta była traktowana jak rzecz. W ciągu stu lat dokonaliśmy dużej przemiany w stosunku do kobiet. Otwierając oczy i patrząc na to, że mężczyźni przez wiele lat, tak naprawdę nie dają sobie rady bez kobiet. Wielu facetów nie chce zmierzyć się z odpowiedzialnością. Nie dziwi mnie to, że powstają ruchy feministyczne.
Kobieta z „jajami” – to taka, która daje sobie radę, potrafi zmierzyć się ze wszystkim, co stanie na jej drodze. Kobiety trochę przybrały postać męską — to takie, które biorą się za obszary, które zwyczajowo należały do płci męskiej. I bardzo dobrze sobie radzą w tych obszarach, często nawet lepiej niż facet. Gdybyśmy byli do końca silni, kochający – to pewnie to wszystko by dziś inaczej
wyglądało.

Kobiety wytrzymają więcej?

— Kobieta psychicznie jest w stanie znieść więcej. Sam ból, który towarzyszy jej przy rodzeniu dzieci, sprawia, że fizycznie zniosą jeszcze więcej.

Moje życie?

— Przez moje życie nie idę „gładko”. Z moją Gosią (żona- przyp. autora) jestem już 30 lat i ciągle uczymy się siebie i dążymy do dobrych relacji. Mam trudny charakter — ekspresyjny — potrafię wielokrotnie wykrzyczeć swoje niezadowolenie. Jej postawa co do mojego zachowania to „cisza i spokój”. Potrafi to wszystko jakoś tak mądrze poukładać i tak stymuluje sytuację, tak umiejętnie prowadzi mnie przez pewne obszary, i jeszcze daje mi poczucie, że organizatorem tego jestem ja — Daje mi pole do „popisu”. To wielka umiejętność. Kobiety mają w sobie taką zdolność, że potrafią znaleźć taki kompromis, który zadowoli wszystkich. Kiedyś, ktoś mi powiedział, że jestem pantoflarzem — to się wtedy obruszyłem. Dziś — tak, jestem pantoflarzem i jestem wtedy najszczęśliwszym facetem. Bo pantoflarz — to po prostu dobry człowiek. W takim rozumieniu, że szanuję głos mojej żony, że dzielimy obowiązki, że pomagamy sobie, że wychowujemy dzieci. Pantoflarz — niektórzy mówią, że jestem uległy oczekiwaniom swojej żony. To stawiam pytanie — czyim oczekiwaniem mam ulegać?—Kolegów? Towarzystwa — są ważni, ale nie na pierwszym miejscu. To rodzina jest dla mnie najważniejsza i zawsze będzie. Nasze rozmowy opierają się przede wszystkim na naszych błędach. Moja Gosia jest dla mnie najmądrzejszą kobietą na świecie i nie wstydzę się tego powiedzieć.

Posłuszeństwo wobec kogo? —Jak należy rozumieć posłuszeństwo?

— To trudne pytanie. Są różne etapy patrzenia na posłuszeństwo — ale najczęstszym to bezwzględne wykonywanie poleceń. To głupota. Każdy musi mieć swoje zdanie — nawet dziecko. I co ważniejsze, żeby nie bało się go powiedzieć, nawet jeśli jest inne niż zdanie rodzica. Dziecko wtedy nam pokazuje, że mimo wszystko nas słucha — tego, co do niego mówimy, analizuje pod swoim kątem — i dobrze, tak powinno być. Nie bać się rozmawiać to najważniejsze. Dziecko dzięki temu się rozwija, nie można go w ten sposób ograniczać, czy zastraszać — bo wyjdzie nam kalectwo na starość. Dziecko musi być dowartościowane we własnej rodzinie — po to właśnie, aby nie przenieść swoich skrytych pragnień w inne towarzystwo, w takie, które go doceni. My jako rodzina musimy być podstawą – fundamentem.

Kiedyś było inaczej. Nasi rodzice, którzy byli wychowywani w sposób bardzo konserwatywny, mieli inny obraz hierarchii w rodzinie. Ojciec zawsze pierwszy, matka druga. Ojciec, matka — kiedyś nie przepraszali swoich dzieci, pomimo że nie mieli racji — po prostu tak nie wypadało, tak się nie robiło.

— Dotykasz bardzo ważnego problemu. Ja sam przez wiele lat musiałem nauczyć się rozumieć, że przepraszanie — to nie jest przyznanie się do winy, to nie to, że jestem jakiś taki byle jaki.
Jestem z pokolenia, które było wychowywane na „baczność”. I w większości przypadków nie mogłem mieć swojego zdania. Byliśmy zdani na to, co los przynosił i na… polecenia. Tak wychowywały pokolenia małżeństw powojennych, ludzie, którzy byli skrzywdzeni losem wojennym. Często mówiło się nam — bo ty nie wiesz, co ja przeżyłem. — Oczywiście, że wiem, choćby i z opowiadań. Jeżeli nie wiem, to mi to opowiedz.

Jestem dzieckiem – rozumiem- umiem słuchać i kocham

— W wieku kilku lat dowiedziałem się, że ojciec przeżywał wojnę na ucieczce. Mieszkał na kresach. Tak jak front się przesuwał, tak oni wraz z nim. Ojciec miał wtedy 9 lat — gdy rozpoczęła się wojna. Ile musiało być w nim strachu? Gdyby mi opowiedział swoją historię – dziś patrzyłbym na wszystko inaczej. Dlaczego nie traktuje się nas dzieci poważnie? Często słyszało się – nie zrozumiesz. Nieprawda – zrozumiem. Nie zawsze oznacza, że rodzice wiedzą wszystko lepiej. A jeżeli uważają, że wiedzą, niech się tym podzielą.

Konkluzja

— Rodzice, dzieci, mąż, żona — cały czas muszą się uczyć? Mało tego, trzeba odważnie o wszystkim mówić. Przyznawać się do tego, że nie jestem idealny. Że mam swoje słabości. Nie możemy malować sobie obrazu człowieka wyidealizowanego — bo takiego nie ma. Bo co to znaczy ideał — każdy ma swój. Kocham ludzi, staram się być empatyczny, chcę umieć być krytycznym wobec siebie. Moje słabości, trudności spotykane na drodze życia mnie ukształtowały. Poraniony człowiek, obity – idzie przez to życie. Jak to leczyć, skąd wziąć na to lekarstwo? Człowiek jest stworzeniem stadnym, musi umieć i żyć w grupie. I ta grupa w pewien sposób mnie kształtuje i dziś odpowiada za to, jaki jestem. Samemu nic się nie zrobi. Bo z kimś tym wszystkim trzeba siępodzielić, podzielić te troski na ułamki. Cudownie jest, kiedy masz wokół siebie ludzi, którzy te dary losu niosą razem z tobą. Nie ma samego „ja”. Jest świat, który mnie
budował.

Dziękuję za rozmowę
rozmawiała renata szymaszko

Komentarze

2 Komentarze

  • super wywiad

  • Chodzą słuchy ze pan Gajewski będzie kandydował w wyborach na wójta Gminy Ełk.

Comments are closed.