Po wyborach samorządowych posłowie PiS poprawiają zasady głosowania. Wycofują się z niektórych rozwiązań np. podwójnych komisji wyborczych, a niektóre przepisy zaostrzają np. zakaz kandydowania dla osób skazanych bez względu na rodzaj kary. Wprowadzenie zmian nie respektuje 6-miesięcznej zasady ciszy legislacyjnej przed wyborami.
Obowiązujący od stycznia 2011 r. kodeks wyborczy zmieniano w sumie 28 razy – poprzez nowelizacje, zmiany związane z wprowadzaniem innych ustaw oraz wyroki Trybunału Konstytucyjnego. Ostatnia nowelizacja, która weszła w życie 13 lutego 2019 r. z inicjatywy grupy posłów PiS, ma za zadanie – jak czytamy w uzasadnieniu – dostosować „zmiany wprowadzone w styczniu 2018 r. do pozostałych wyborów oraz […] zapewnić sprawniejszą procedurę wyborczą”.
Zakaz startu dla osób skazanych i jedna komisja wyborcza
Pierwsza ze zmian to zakaz startu w wyborach dla osób skazanych prawomocnym wyrokiem za umyślne przestępstwo ścigane z oskarżenia publicznego lub przestępstwo skarbowe na każdą karę. Wcześniejsze przepisy zabraniały kandydowania wyłącznie osobom skazanym na karę pozbawienia wolności, co umożliwiło m.in. Hannie Zdanowskiej ponowne ubieganie się o urząd prezydenta w Łodzi.
Posłowie PiS postanowili także zrezygnować z podziału na dwie osobne komisje wyborcze (jedną organizującą głosowanie i drugą zajmującą się liczeniem głosów), którą to zmianę sami zaproponowali w styczniu 2018 r. W nadchodzących wyborach do Parlamentu Europejskiego, wyborów do parlamentu krajowego, wyborach prezydenckich i samorządowych uzupełniających w trakcie kadencji za głosowanie i liczenie głosów odpowiedzialna będzie ta sama komisja. Osobne komisje utrzymano tylko przy wyborach samorządowych w 2023 r.
Oprócz tego posłowie zróżnicowali liczbę osób wymaganą do pracy w komisjach wyborczych w zależności od wielkości obwodu: do 1000 mieszkańców – 7 członków komisji; od 1001 do 2000 mieszkańców – 9; od 2001 do 3000 mieszkańców – 11; powyżej 3000 mieszkańców – 13 członków w składzie (wcześniej była to stała liczba 9 członków). Na kandydatów do komisji mogą zgłaszać się sami obywatele (wcześniej tylko komitety wyborcze), ale ich kandydatury zostaną wzięte pod uwagę przez komisarza wyborczego dopiero wtedy, kiedy liczba osób zgłoszonych przez komitety będzie niewystarczająca. Zmienione zostały także wymogi dla urzędników wyborczych – mogą być zatrudnieni lub znajdować się w spisie wyborców gminy, w której będą sprawować funkcję. Wprowadzana zmiany to efekt braku kandydatów na urzędników wyborczych i członków komisji podczas ostatnich wyborów samorządowych (brakowało 1,5 tys. kandydatów na te funkcje). Ostatecznie, PKW podjęła szybko trzy uchwały zmniejszające wymaganą liczbę urzędników – w gminach do 50 tys. mieszkańców wymagany był jeden urzędnik, w gminach do 200 tys. mieszkańców – dwóch, a w gminach powyżej tej liczby – trzech urzędników.
Trudności z naborem dotyczyły także członków samych komisji. Według wyliczeń dr hab. Jacka Hamana z Fundacji Batorego wprowadzenie podwójnych komisji spowodowało, że część z nich musiała działać w minimalnym, pięcioosobowym składzie. W skali kraju było to 13,6 proc. komisji liczących głosy oraz 7,5 proc. komisji przeprowadzających głosowanie. Największe problemy ze skompletowaniem składów miały komisje z dużych miast. W Warszawie komisje pięcioosobowe stanowiły 69,7 proc. komisji liczących oraz 52,9 proc. komisji przeprowadzających wybory.
Bez nagrywania głosowania i zmian w ordynacji do PE
PiS własne przepisy o organizacji wyborów nowelizował już dwa razy. 15 czerwca 2018 r. posłowie zrezygnowali z nagrywania i transmitowania w internecie prac komisji wyborczych. Zdaniem PKW nie było możliwości wprowadzenia tego rozwiązania ze względu na przepisy RODO. Obniżono wówczas również wymagania dla urzędników wyborczych – posłowie uznali, że urzędnikiem może zostać każdy, kto przepracował 5 lat w urzędzie, a nie tylko aktualni pracownicy urzędów.
W tym samym czasie Prawo i Sprawiedliwość chciało także zmienić ordynację wyborczą do Parlamentu Europejskiego. Posłowie PiS złożyli w Sejmie projekt, który zakładał odejście od obecnej metody podziału mandatów – najpierw liczy się, ile mandatów przypada na komitet w skali kraju, a potem rozbija się tę liczbę na 13 okręgów. Posłowie chcieli, aby mandaty rozdzielano na poziomie okręgów, a liczba mandatów na dany okręg miałaby zostać przypisana na stałe przy zastrzeżeniu, że z każdego okręgu wybiera się min. 3 posłów. Projekt został jednak zawetowany przez prezydenta Andrzeja Dudę ze względu na naruszenie zasady proporcjonalności. Według analiz taka zmiana wprowadziłaby kilkunastoprocentowy próg wyborczy, chociaż kodeks i przepisy europejskie określają ten próg na 5 proc.
Zarówno nowelizacja z 15 czerwca ubiegłego roku, jak i aktualna z 13 lutego zostały przyjęte z naruszeniem zasady ciszy legislacyjnej na 6 miesięcy przed wyborami. Zasadę tę potwierdził w trzech wyrokach Trybunał Konstytucyjny (K 9/11, Kp 3/09, K 31/06).
Sylwia Szołucha/mam prawo wiedzieć