Gdy radny Dzienisiewicz miał odwagę upublicznić na swoim profilu FB informacje dotyczące postępowań wobec dyrektorki MOPS-u – nie pracowników, jak próbowano wcisnąć opinii publicznej – do ratusza wkroczyła zorganizowana grupa pracowników, gotowa bronić sytuacji jak niepodległości. Ale dyskusja, zamiast potoczyć się w konkretnej sprawie, zeszła na tematy zastępcze: Jaki był cel publikacji? Czy to odpowiedzialne? Kto i co powinien publikować? A najlepiej, żeby było wszystko pięknie i gładko – bo… przecież czyta to turysta.
Zamiast skupić się na meritum – czyli faktach i prawomocnych wyrokach sądów niekorzystnych dla miasta – radny Kemicer z uporem maniaka zbaczał z tematu. Bo dla niego większym zagrożeniem niż nieprawidłowości w instytucji publicznej jest… krytyka w mediach społecznościowych.
Czy naprawdę w 2025 roku musimy tłumaczyć radnemu, że profil na Facebooku to nie tylko miejsce na zdjęcia z wakacji, ale również przestrzeń do informowania mieszkańców, komentowania spraw publicznych i kontroli władzy? Czy trzeba mu przypominać, że Prezydent Tomasz Andrukiewicz również publikuje informacje na swoim prywatnym profilu, podpisanym imieniem i nazwiskiem – i jakoś nikt nie robi z tego tragedii?
Czym są media? Czym jest funkcja radnego?
Media – niezależne, lokalne, społeczne – pełnią fundamentalną rolę w demokracji. Ich zadaniem nie jest głaskanie władzy po głowie, ale patrzenie jej na ręce. Informują obywateli, nagłaśniają problemy, stawiają pytania, które ktoś wolałby przemilczeć. To nie komfort, ale konieczność dla sprawnie działającego społeczeństwa obywatelskiego.
Radny – szczególnie ten z długoletnim stażem – powinien o tym wiedzieć. Nie jest przecież od tego, by uciszać niewygodne głosy czy cenzurować debaty. Jego rolą jest reprezentowanie mieszkańców, reagowanie na ich problemy, wspieranie jawności i kontrola działań instytucji publicznych. Komisja nie jest prywatnym folwarkiem, a radni nie są właścicielami prawdy. To nie teatr jednego aktora, tylko forum wymiany opinii.
A skoro już przy narracji jesteśmy: Nikodem Kemicer z niezmienną arogancją zarzuca innym „brak zrozumienia”, jednocześnie sam narzuca swoją jedyną wykładnię prawdy. Co więcej – nawet dwa prawomocne wyroki sądów go nie przekonują. Sąd może i jest niezawisły, ale według Kemicera – nieomylny nie jest. Czyżby radny uważał, że jego opinia stoi ponad sądowymi rozstrzygnięciami?
Ostatnia komisja miała być miejscem, gdzie poruszy się sprawę realnych, potwierdzonych problemów w MOPS-ie. Tymczasem wszystko zostało rozmyte w osobistych wycieczkach Kemicera na temat „co komu wolno publikować”. Zamiast stanąć po stronie jawności i przejrzystości – Kemicer wybrał drogę protekcjonalnego upominania i wygłaszania banałów.
Cytując jego własne słowa – „media wybierają tematy, które im pasują”. No cóż, może radny marzy o świecie, w którym wszyscy dziennikarze są potulni, piszą tylko dobrze, a krytyka to akt nielojalności. Przykro nam, panie radny – miłość do mediów nie kończy się tam, gdzie zaczyna się krytyka. Kończy się tylko cierpliwość.
Jeśli Nikodem Kemicer chce naprawdę służyć mieszkańcom, niech przestanie się mądrzyć, a zacznie słuchać. Bo komisja to nie jego teatr monologów. A miasto – to nie jego scena, tylko wspólna przestrzeń wszystkich obywateli.