W sobotę, 26 października, na stadionie miejskim odbyło się uroczyste odsłonięcie tablic upamiętniających Stefana Marcinkiewicza (1924 -2003), założyciela pierwszej drużyny piłkarskiej „Mazura Ełk”.
Przypomnijmy: 24 kwietnia 2019 roku, Rada Miasta Ełku jednogłośnie podjęła uchwałę o nadaniu stadionowi miejskiemu w Ełku imienia Stefana Marcinkiewicza. W maju (22) odbyło się uroczyste wręczenie uchwały jego trzem synom — Tadeuszowi, Wojciechowi i Waldemarowi.
Na majowej sesji syn zmarłego patrona stadionu podziękował samorządowcom w imieniu swoim i całej rodziny. Tadeusz Marcinkiewicz przytoczył też kilka wydarzeń z życia Stefana Marcinkiewicza, jak i przedstawił pokrótce, jak wyglądało życie ze sławnym dziś ojcem.
„Sport obecny był w naszej rodzinie od zawsze. Często w weekendy było pytanie, gdzie gramy, z kim gramy, czy na wyjeździe, czy znajdzie się miejsce dla mnie w autobusie albo pociągu. Po wojnie ojciec piechotą przyszedł z Suwałk do Ełku, bo dowiedział się, że jest w Ełku praca na kolei. Potem był klub z kolegami, Kolejarz, potem Mazur. Grywał jako skrzydłowy, często wracał do domu z podbitymi oczami, prosił mamę o połówki cebuli, przykładał je do oczu, żeby ta opuchlizna szybko zeszła, bo z rana trzeba iść do pracy na kolei.
Po latach grania zaczął się szkolić na trenera piłki nożnej. Czasami wraz z nim rozmawiałem o zasadach strategii, taktyki, poruszania się formacji na boisku podczas meczu, technice indywidualnej zawodników, oglądałem jego podręczniki, prenumerowane zeszyty piłki nożnej. Często uczestniczyliśmy w jego treningach, w różnym charakterze. Raz było to tylko podawanie piłek, raz bieg kondycyjny do lasu i z powrotem, gra bez piłki w lesie. Mazur był wielki. Wygrywał ze słynnymi klubami — Motorem Lublin, Avią Świdnik.
Zapamiętałem właśnie taką wygraną w Świdniku 3:0, trzeba było zostawić gazety na pamiątkę, bo Maur był liderem III ligi! Ojciec szkolił się dalej i uzyskiwał kolejne kategorie trenerskie. Kiedy już miał trochę lat i sporo nerwów związanych z trenowaniem pierwszej drużyny seniorów, to zaczął szkolić młodsze roczniki. Po latach pracy z nimi zyskał złotą odznakę zasłużonego dla piłki nożnej od prezesa PZPN. Po przemianach ustrojowych w Polsce klub zaczął mieć kłopoty.
Ojciec nigdy nie starał się o pracę w innych klubach, zawsze wspierał ukochanego Mazura. Prał bezpłatnie odzież sportową, ktoś musiał to robić, jak mówił, trzeba było, kto to zrobi, jak nie ja, mawiał, przecież chłopcy muszą mieć czyste stroje na kolejny mecz. Wykładał często swoje pieniądze z emerytury na wyjazdy juniorów, bo w kasie klubowej nie było. Kiedy zdarzyło się, że zasłabł, to podjął odpowiedzialną decyzję o rezygnacji z trenowania dzieciaków, bo gdyby to się zdarzyło na jakimś wyjeździe z nimi, to byłoby nieszczęście. Pamiętamy przyjęcie pożegnalne trenera. Podczas rozmów z nim usłyszałem, że gdyby można było, to chciałby być skremowany, a jego prochy rozsypane na boisku. Powiedziałem mu, że w Polsce prawo zabrania rozsypywania popiołu w taki sposób — odpuścił.
Trzymał się zasady, że piłkarze mający kłopoty w nauce najpierw mają poprawić oceny, wstrzymać się z treningami i wrócić na boisko, jak sytuacja szkolna będzie uporządkowana. Wiem, że z niektórymi chłopakami, którzy nie mieli ojców, prowadził długie rozmowy, aby pomóc im w problemach. Był pasjonatem piłki do końca”.
Głównym inicjatorem nadania imienia stadionowi ełckiemu był radny miejski Krzysztof Wiloch — pod jego wnioskiem podpisali się Anna Wojciechowska, Adam Dobkowski, Dariusz Dracewicz i Ireneusz Dzienisiewicz.
— Prezydent Ełku Tomasz Andrukiewicz oraz dyrektor MOSiR w Ełku, Konrad Siemienkiewicz, stanęli na wysokości zadania i zadbali o to, że mogliśmy w sobotę wspólnie z wieloma miłośnikami ełckiej piłki nożnej celebrować odsłonięcie dwóch tablic pamiątkowych poświęconych pamięci Stefana Marcinkiewicza — napisał na swoim profilu społecznościowym radny miejski Krzysztof Wiloch.