Własna Franciszka historia prawdziwa …

reklama

Służył na niemieckim froncie wschodnim, jako trofeum przejęła go Armia Czerwona, w Kaliningradzie był szykowany na III wojnę światową. Trafił do Ełku, teraz w Oleśnicy pasjonaci przywracają go do życia. Bo „Franciszek”, czyli parowóz o numerze Ty2-1258 to lokomotywa z duszą.

Rozmawiamy z Markiem Kamaszyło, prezesem Oleśnickiego Stowarzyszenia Miłośników Techniki OLSENSIUM, czyli organizacji pozarządowej, która przygotowuje widniejący na muralu przy ulicy Sępa-Świackiego parowóz o numerze Ty2-1258 do powrotu do Ełku w sentymentalnej podróży, która zabierze nas w erę industrialną, gdy królowały węgiel i para wodna.

Parowóz jest w trakcie renowacji?

– Zacznijmy od początku. Ten parowóz, który widnieje na muralu, kupiliśmy 5 lat temu na przetargu z PKP. On był w Ełku, został odstawiony, gdyż trakcję skreślono. Tutaj miał powstać skansen, ale nic z tego nie wyszło. Były plany, żeby sprzedać parowóz, na tzw. żyletki, ale dzięki staraniom wielu osób parowóz został wpisany do rejestru zabytków i był niejako „bezpieczny”. My jako stowarzyszenie szukaliśmy od kilku lat takiego parowozu, który byłby w miarę kompletny i można by było go wyremontować. Trafiliśmy do Ełku, gdzie Mirosław Sawczyński zaprezentował nam wasze bogactwa kolejowe i opowiedział o ich historii. Oglądaliśmy różne parowozy, wśród nich ten o numerze Ty-1285, który został w Ełku. Jest to bardzo ciekawy eksponat, tzw. doświadczalny, gdyż ma sztoker, czyli mechaniczny podajnik węgla, bardzo nowoczesna technologia jak na owe czasy, a był on nawet przygotowywany do opalania gazem. Stało się tak, że Muzeum Broni i Militariów z Witoszowa Dolnego kupiło parowóz Ty2-1258. Nie obyło się jednak bez pewnych zawirowań, ja byłem w tym czasie wolontariuszem Muzeum, które zwróciło się do Stowarzyszenia, żeby pokryć koszty.

Czyli, żeby kupić Ty2-1258

– Tak, kupiliśmy go i został przypisany na nas. Przez pół roku przyjeżdżaliśmy do Ełku bez zbytniego rozgłosu, żeby spotykać się na stacji, przygotować go do zabrania do Oleśnicy. Został uruchomiony Klub Sympatyków Kolei z Wrocławia i zaczęliśmy przygotowywać ełcki parowóz do podróży. Udało się, uzyskaliśmy pozwolenia na przejazd i z prędkością 40 km na godzinę przejechaliśmy 600 km, a podróż trwała 3 dni, co 40 km musieliśmy stawać, smarować, sprawdzać, czy wszystko gra, gdyż był to pociąg specjalny.

Pamiętam, jak ten parowóz stał na bocznicy w Ełku i niszczał, użytkowany głównie przez miłośników taniego wina …

– Tak. Trzeba było zamówić kontener śmieci, żeby powyrzucać strzykawki i masę różnych innych dziwnych rzeczy, które były w tym parowozie, brakowało też dużo z jego części i wyposażenia. Obecnie mamy go skompletowanego, jest on całkowicie rozebrany, rozbiórka trwała 3 lata. Jak niegdyś naprawiano parowóz? Przyjeżdżał on do Oleśnicy, gdzie brygada opisywała, co jest w nim dobre, co z nie, ogrzewano palnikami, z magazynu zamawiano nowe części i zakładano. Jednak teraz nie ma nowych części do parowozów, a Ty2-1258 składa się z 1600 elementów.

Jaka jest jego historia?

– Bardzo ciekawa. Został wyprodukowany w 1942 roku w fabryce w Kassel, jeździł na front wschodni. W ostatnich dniach II wojny światowej, w maju 1945 roku był widziany koło Wrocławia, kursował w okolice Drezna. Pod koniec działań wojennych jechał z Drezna na teren Czechosłowacji, gdzie został zbombardowany lub wysadzony. Czeskie koleje zakwalifikowały go do naprawy, która trwała 6 lat. Został złożony w roku 1951, a Armia Czerwona zabrała go jako egzemplarz zdobywczy. Parowóz pojechał do Kaliningradu, w którego okolicach był magazyn lokomotyw. ZSRR przygotowywał się do wybuchu III wojny światowej i zgromadził tam około 1500 różnego rodzaju lokomotyw parowych.

Lokomotywy parowe na III wojnę światową?

– Proszę się nie dziwić, to było takie działanie obliczone na różne scenariusze. Rosjanie wiedzieli, że do parowozu wystarczy woda, węgiel, nawet jakieś stare opony i on będzie jakoś jechał. W sytuacji kryzysowej, gdy nie będzie ropy, a III wojna światowa miała być wojną nuklearną, która przyniesie wielkie zniszczenia, byłby jak znalazł.

I widniejący teraz na ełckim muralu „Franciszek”, gdyż tak kolejarze i pasjonaci kolejnictwa nazwali parowóz o numerze Ty2-1258 stał sobie spokojnie w Kaliningradzie, gotowy do wkroczenia do akcji …

– Tak. Stał do lat 60. w pogotowiu, wojna nie wybuchała, a lokomotywy pod gołym niebem popadały w ruinę. Polska w tym czasie potrzebowała lokomotyw towarowych i podpisała umowę z ZSRR na zakup 200 sztuk. „Franciszek” to jest niemiecka wersja parowozu BR 52. Po zakończeniu działań wojennych PKP zrobiła inwentaryzację, żeby policzyć, ile ma na stanie tych parowozów. BR 52 przemienił się na Ty2 i otrzymał numery od 1 do 1600, ale w celu odróżnia tej serii, która przyszła ze ZSRR PKP nazwała je Ty2 z numerem 12 z przodu. W taki sposób te parowozy znalazły się na Mazurach, kilka z nich trafiło do kolei piaskowych, służyły w przemyśle.

Jak długo „Franciszek” stacjonował i kursował po Mazurach?

– „Franciszek” jeździł zawodowo do 1991 roku, potem stał na bocznicy w Ełku. Miał epizod w Muzeum Kolejnictwa w Warszawie, gdzie razem z parowozem o numerze Ty2-1285 stał jako kocioł stały, ogrzewając to Muzeum. Wszędzie wchodziły w tym czasie trakcje spalinowe, elektryczne, na Mazurach ostała się kraina parowozów, taki skansen przyciągający turystów. Ciekawostka jest fakt, iż brat „Franciszka”, czyli parowóz o numerze Ty2-1279 oficjalnie i uroczyście zamykał trakcję parową na PKP, a teraz jest, z tego, co udało się nam ustalić, w Gliwicach.

Co dalej będzie się działo z „Franciszkiem” oprócz tego, że został uwieczniony na ełckim muralu przy ulicy Sępa-Świackiego 1?

To jest już kolejny rozdział jego istnienia. Po odrestaurowaniu, złożeniu go w całość i przygotowaniu do jazdy, chcemy przyjechać nim w takiej sentymentalnej podróży do Ełku, czyli miejsca, gdzie był i służył w sile wieku najdłużej.