600 lat Ełku w cieniu reklam. Album, który zapomniał o historii

Obchody 600-lecia Ełku – okazja, by spojrzeć na naszą przeszłość z dumą i nostalgią, okazały się idealnym pretekstem do wydania... albumu reklamowego. I nie byłoby w tym nic złego – album jak album – gdyby nie to, że w tym przypadku można odnieść wrażenie, że nasze 600-lecie zostało potraktowane bardziej jako pretekst do komercji niż do edukacji historycznej.
reklama

Na pierwszy rzut oka: cudo! Piękna szata graficzna, staranny skład, zdjęcia przyciągające wzrok. Album jest naprawdę estetyczny – no, perełka na półce. Ale gdy już sięgnie się po ten tom, by dowiedzieć się czegoś o przeszłości Ełku, człowiek zaczyna się zastanawiać: „Czy to ja przegapiłem strony z historią, czy ich tam po prostu nie ma?”.

Otóż drodzy mieszkańcy, historii jak na lekarstwo. Kilka zdań, parę fotografii i na tym koniec. O naszym pięknym mieście, jego burzliwych dziejach, niezwykłych postaciach czy wydarzeniach, które nas ukształtowały – mało, prawie wcale.

A co jest? Reklamy! I to w ilościach hurtowych.

Ełk czy Suwałki? Reklama dla konkurencji!
Najbardziej kuriozalnym elementem albumu jest jednak to, że wśród tych wszystkich reklam znalazła się… oferta developerska dla Suwałk, Łomży czy Pisza. Tak, dobrze czytacie – nasz album jubileuszowy, wydany także za nasze miejskie pieniądze, zachęca do zamieszkania w Suwałkach i w innych miastach! Wygląda to tak, jakby ktoś na przyjęcie urodzinowe zamówił tort, na którym napisano: „Wszystkiego najlepszego, ale może jednak idź do sąsiada”.

Są  też usługi elektryczne, nasze „fabryki”, i spółki komunalne, są worki do pakowania i produkcja wędlin. 

Czy to nie brzmi jak kpina? Ełk – miasto, które z dumą obchodzi swoje 600-lecie, reklamuje konkurencję. Można by pomyśleć, że zabrakło nam własnych pomysłów na promocję. W końcu czemu by nie podsunąć mieszkańcom pomysłu na ucieczkę do Suwałk?

Od wędlin po worki do pakowania
Zamiast historii naszego miasta mamy zatem galerię reklam, w której znajdziemy wszystko: od usług elektrycznych, przez „fabryki” i spółki komunalne, po worki do pakowania i produkcję wędlin. Tylko co to wszystko ma wspólnego z 600-letnią historią Ełku? Chyba że ktoś wpadł na pomysł, że najlepszym sposobem na upamiętnienie miasta jest pokazanie, że produkujemy kiełbasę i foliowe torby.

Oczywiście, można by machnąć ręką, bo przecież współczesne albumy często służą też jako platforma reklamowa. Tylko czy naprawdę musimy promować konkurencję? I to za pieniądze podatników? Ktoś chyba nie przemyślał sprawy.

Kultura czy kalkulator?
Podsumowując, album to piękne dzieło sztuki graficznej i świetny nośnik marketingowy… tylko szkoda, że zapomniano o pierwotnym celu. 600-lecie Ełku to nie tylko powód do dumy, ale też szansa, by pokazać mieszkańcom – i turystom! – bogactwo naszej historii, dziedzictwo, z którego możemy być dumni. Tymczasem dostaliśmy piękną okładkę wypełnioną reklamami, z których część prowadzi nas prosto… do Suwałk.

Może przy 700-leciu ktoś się nad tym zastanowi? Oby. Ale póki co, wygląda na to, że ktoś w Ełku zaspał na lekcji historii, a obudził się dopiero przy kalkulatorze.