Miasto-gazeta.pl
ełcki portal informacyjny
Anna Stachurzewska – była sanitariuszka AK, za pośrednictwem syna i synowej – Andrzeja i Izabeli Stachurzewskich — stanowczo zaprzecza,że Nalborski był w strukturach Armii Krajowej.

Kij w mrowisko – nowe fakty!

Czesław Nalborski urodził się w Grajewie 22 lutego 1910 r. Jego ojciec Walerian w latach pierwszej wojny światowej włączył się czynnie w działalność niepodległościową. Kierował m.in. na terenie Grajewa miejscową komórką Polskiej Organizacji Wojskowej”. – czytamy w biografii Nalborskiego napisanej przez ks. Kazimierza Kułakowskiego. Tymczasem w zbiorach archiwalnych Grajewskiej Izby Historycznej jest wzmianka jedynie o tym, że Walerian Nalborski działał w grajewskiej OSP [archiwum GIH, sygn. IV/4, OSP Grajewo], natomiast to Franciszek Nalborski (nie znamy powiązań rodzinnych z Czesławem) był członkiem Polskiej Organizacji Wojskowej. To pierwsza nieścisłość.

ZHP czy Strzelec?
Kolejna dotyczy przedwojennej „kariery” harcerskiej Czesława Nalborskiego. U ks. Kułakowskiego możemy znaleźć informację o tym, że w 1924 r. Nalborski wstąpił do Związku Harcerstwa Polskiego, do II Drużyny Męskiej im. Tadeusza Kościuszki w Grajewie. „Kilkuletnią już i systematyczną służbę harcerską” pełnoletni Nalborski musiał przerwać, by odbyć służbę wojskową w latach 1931-1933 (ukończył ją w stopniu kaprala). Po powrocie z wojska do Grajewa ożenił się i podjął pracę najpierw na kolei, potem na poczcie w telekomunikacji. Ks. Kułakowski pisze, że Nalborski wrócił do drużyny i kolejno pełnił funkcje zastępowego, przybocznego, a w końcu — drużynowego i jako jeden z nielicznych w drużynie doszedł do najwyższego harcerskiego stopnia młodzieżowego — harcerza Rzeczypospolitej — to wszystko zdążył zrobić do 1939 r. Dotarliśmy do książki hm. Leona Gajdowskiego „Harcerstwo Grajewskie 1919-1945”, w której nie ma nawet wzmianki o Czesławie Nalborskim. Jeśli w ogóle był harcerzem, to na pewno nieaktywnym. Nie ma go w spisie przybocznych i drużynowych II Drużyny Harcerzy im. T. Kościuszki. Hm. Leon Gajdowski już po napisaniu „Kroniki Harcerstwa Grajewskiego w latach 1919-1945” (w 1980 przekazał rękopis do Komendy Biebrzańskiego Hufca ZHP w Grajewie) dostał w 1983 roku list od Czesława Nalborskiego, w którym ten sugeruje, że był przed wojną na szkoleniu zastępowych i wysyła mu „o sobie” odpis z tygodnika „Kierunki”. Gajdowski nie odpowiedział na list Nalborskiego. Dodajmy, że hm. Gajdowski był w okresie okupacji w Warszawie i aktywnie działał w „Szarych Szeregach”, stworzył batalion „Kiliński”. W biografiach Nalborskiego też jest wzmianka, że działał on w „Szarych Szeregach”. Jednak hm. Gajdowski o nim nie słyszał i najwyraźniej nie zamierzał się z nim kontaktować. Również w zbiorach GIH nie ma żadnego potwierdzenia, że Nalborski był aktywnym harcerzem w przedwojennym Grajewie. Jest natomiast wzmianka, że w maju 1936 r. był członkiem Związku Strzeleckiego i brał udział w „Narodowym biegu na przełaj z okazji 3 V”, w którym zajął 3. miejsce [„Przegląd Łomżyński”, Nr 20 z 17 V 1936]. W tamtym okresie raczej nie było praktykowane, by być równocześnie członkiem Strzelca i ZHP – twierdzi historyk Tomasz Dudziński z Grajewa, który udostępnił nam materiały z GIH.

Nalborski nie był w 9 Pułku Strzelców Konnych AK i nie brał udziału w walkachtego pułku – mówi pan Franciszek Duba
Nalborski nie był w 9 Pułku Strzelców Konnych AK i nie brał udziału w walkachtego pułku – mówi pan Franciszek Duba

Chorąży i żołnierz AK?
W opracowaniach na temat Nalborskiego czytamy, że w sierpniu został powołany do wojska i brał udział w walkach wrześniowych, a za odwagę bojową został odznaczony krzyżem walecznych i awansowany do stopnia chorążego. „Wielka bujda. Jako kapral mógł być jedynie awansowany do stopnia plutonowego i to jak miał ukończoną szkołę podoficerską”. – czytamy w liście Stanisława Wiśniewskiego napisanym do kolegi i dotyczącym Czesława Nalborskiego. Do tego listu dotarliśmy dzięki ełczanom, którzy przekazali nam także kopie innych interesujących dokumentów w tej sprawie. Do oryginałów dotarliśmy w GIH dzięki Tomaszowi Dudzińskiemu. Stanisław Wiśniewski „Wiarus” 1 września 1942 roku wstąpił do Armii Krajowej. Był również partyzantem sanitariuszem w 9 Pułku Strzelców Konnych AK na Czerwonym Bagnie. Mieszka w Grajewie. Nie udało się nam z nim porozmawiać ze względu na jego zły stan zdrowia. Rozmawialiśmy jednak z innym kombatantem Franciszkiem Dubą.
– Nalborski nie był w 9 Pułku Strzelców Konnych AK i nie brał udziału w walkach tego pułku – mówi pan Franciszek. – Pracował w telekomunikacji i tyle. Inni też mogą to potwierdzić. Szkoda, że tak późno się tym zainteresowaliście.

Również Anna Stachurzewska – była sanitariuszka AK, za pośrednictwem syna i synowej – Andrzeja i Izabeli Stachurzewskich — stanowczo zaprzecza, że Nalborski był w strukturach Armii Krajowej. Stanisław Wiśniewski w 1991 roku, zbulwersowany działaniami Nalborskiego, wraz z kolegami z partyzantki rozpoczął swoją prywatną batalię o prawdę historyczną. Zwrócił się do Sądu Koleżeńskiego Zarządu Głównego Związku Kombatantów i Byłych Więźniów Politycznych w Warszawie, aby przeanalizował sprawę Czesława Nalborskiego i wydalił go ze związku. Wiśniewskiego wsparli w tych staraniach AK-owcy: Franciszek Duba, Eugeniusz Duba, Leon Sierakowski ps. „Siergiej” i Franciszek Waszkiewicz ps. „Wicher”. „Na terenie Związku Kombatantów RP w Ełku działa pan Nalborski Czesław ps. »Dzik« zamieszkały w Ełku ul. Moniuszki 25. Jego działanie polega na tym, że masowo powiększa szeregi naszego Związku przez żołnierzy AK. […] Sam podaje, że należał do AK, był wywiadowcą na Prusy Wschodnie i partyzantem w Oddziale Partyzanckim 9 Pułku Strzelców Konnych AK na Czerwonym Bagnie. To jest wszystko nieprawda. Jako niby oficer AK świadczy każdemu, kto się do niego zwróci, że razem z nim walczył i do tego opisuje bzdurne wyczyny swych protegowanych. […] Natomiast wiemy, że pan Nalborski nie był partyzantem AK, jak i nie dokonywał żadnych bohaterskich czynów. Nie chodzi nam o to, że posiada niezasłużony Krzyż Virtuti Militari, Krzyż Walecznych i Krzyż Partyzancki, jedynie o to, aby nie produkował więcej fałszywych kombatantów”. – pisze Wiśniewski. Rzeczywiście, z dokumentów, które są w naszym posiadaniu, wynika, że Czesław Nalborski świadczył (w latach 1984-1990) nieprawdę, pisząc np., że razem z Izydorem Gordonem w październiku 1943 roku byli w 5 szwadronie 9 PSK AK, którego dowódcą był major Aleksander Walczak. Obaj brali rzekomo udział w wielkiej bitwie we wrześniu 1944 roku na Grzędach Czerwone Bagno. Wiśniewski łatwo obala te stwierdzenia, pisząc, że dowódcą szwadronu był nie major, lecz st. wachmistrz Aleksander Walczak, a 9 PSK AK powstał dopiero w lipcu 1944 roku, zatem w październiku 1943 jeszcze nie istniał. Podobne nieścisłości można znaleźć w oświadczeniu Nalborskiego dotyczącym Antoniego Chmielewskiego, gdzie Nalborski zaświadcza, że we wrześniu 1941 roku na odprawie dowódców 9 PSK AK Chmielewski został zaprzysiężony w obecności m.in. por. Józefa Dąbrowskiego ps. Skiba”. „Również drugie oświadczenie jest wymysłem chorej wyobraźni pana Nalborskiego. […] Nie było żadnej odprawy dowódców, na której był Chmielewski zaprzysiężony. Pan por. Dąbrowski Józef w ogóle nie znał pana Nalborskiego, który nie należał do AK”. – pisze Wiśniewski. Swoistym „hitem”, naszym zdaniem, są sformułowania Nalborskiego w rodzaju: „Po zwycięskiej bitwie wyczerpany i chory skierowany na leczenie do domu” lub „Po bitwie wraca do rodziny w Skajach, aby leczyć wycieńczony organizm”. Powszechnie wiadomo, że po bitwie partyzanci nie wracali domów, bo to było zbyt ryzykowne. „Nikogo nie zwalniano po bitwie do domu na leczenie. Były tylko trzy możliwości: zginąć, przebić się przez front na sowiecką stronę lub przebić się przez okrążenie na tyły i walczyć dalej, lub ukrywać się do wyzwolenia”. – czytamy w wyjaśnieniu Wiśniewskiego. To samo potwierdza Franciszek Duba. Co dotyczy zaś akcji likwidacji „komanda śmierci”, sprawa też jest niejasna. Niektórzy twierdzą, że Nalborski był jedynie obserwatorem i dał znać partyzantom, kiedy samochód będzie przejeżdżał, nie brał w tej akcji czynnego udziału. „Nalborski, który obserwował ruch samochodu Widmo Śmierci (Stalowy – str. 124, autor Aleksander Omilianowicz) za swój czyn otrzymuje Srebrny Krzyż Orderu Virtuti Militari, natomiast dowódca oddziału, który rozbija Niemców, Krzyż Walecznych, który w hierarchii orderów jest niższy stopniem. Ciekawe prawda?” – pisze w liście do kolegi Wiśniewski.

Na zdjęciu (od lewej) córka harcmistrza Kazimierza Sokołowskiego - Maria Piwek, obok syn pani Marii-Robert. Państwo Stachurzewscy (pan Andrzej i pani Izabela)- rodzina byłej sanitariuszki AK Anny Stachurzewskiej
Na zdjęciu (od lewej) córka harcmistrza Kazimierza Sokołowskiego – Maria Piwek, obok syn pani Marii-Robert. Państwo Stachurzewscy (pan Andrzej i pani Izabela)- rodzina byłej sanitariuszki AK Anny Stachurzewskiej

Drużynowy czy tajemniczy „opiekun”?
Odezwała się do nas także Maria Piwek – córka druha harcmistrza Kazimierza Sokołowskiego – jednego z dwóch drużynowych drużyny harcerskiej im. Zawiszy Czarnego, działającej w Ełku przy PKP w latach 1956-1958, która potwierdziła, że inicjatorami wyświęcenia sztandaru drużyny w Kościele Najświętszego Serca Jezusowego byli harcmistrzowie Sokołowski i Tokarek. Za ten czyn Komenda Powiatowa ZHP w Ełku pozbawiła ich stopni harcmistrzów oraz zabroniła im prowadzić dalej drużynę im. Zawiszy Czarnego. Nikt wówczas nie został aresztowany, a zatem Czesław Nalborski również, tym bardziej że nie był on inicjatorem wyświęcenia sztandaru, a wręcz odradzał to przedsięwzięcie harcerzom.
– Pamiętam, że kiedy Nalborski wchodził do harcówki, milkły rozmowy – wspomina pani Maria. Jej relację uzupełnia Zygmunt Żołno, z którym również się spotkaliśmy.
– Byłem zastępowym zastępu Wilków – opowiada. – Po pewnym czasie, nie potrafię tego dokładnie określić, do drużyny naszej został przydzielony tzw. opiekun, nie znaliśmy szczegółów jego zadań w drużynie i nie wiedzieliśmy, kogo reprezentuje. Na spotkaniach z harcerzami nigdy nie opowiadał o harcerstwie tylko o swoich akcjach w AK, nigdy też nie widziałem pana Nalborskiego w mundurze harcerskim. Po poświęceniu sztandaru w kościele zaczęły się problemy. Najpierw zawiesili naszych drużynowych druhów Sokołowskiego i Tokarka, odsuwając ich od prowadzenia drużyny. Zaczęło się straszenie i nachodzenie nas. Mnie osobiście odwiedził na terenie Szkoły Podstawowej nr 3 pan Czesław Nalborski i namawiał mnie, żebym wraz ze swoim zastępem przystąpił do uczestnictwa w działaniach drużyny pod nowym szyldem i pod jego kierownictwem. Stanowczo odmówiłem. Zażądał wtedy, żebyśmy zwrócili mu sprzęt, czyli; plecaki, pałatki, koce, menażki, manierki, niezbędniki i inne rzeczy, które otrzymaliśmy od druha Sokołowskiego, a który, co wiedzieliśmy, załatwił to z wojska. Gdy też odmówiłem, zaczął straszyć mnie wtedy, że ściągnie ten sprzęt od nas przez Milicję Obywatelską, ale do tego nie doszło i sprzęt ten zachowaliśmy dla naszych potrzeb.
Z opowieści wnuka pana Nalborskiego wynika, że po incydencie związanym z poświęceniem sztandaru, Nalborski został aresztowany przez UB. Jednak w biografii naszego „bohatera” napisanej przez ks. Kułakowskiego jest już tylko wzmianka o tym, że „Proporzec uroczyście poświęcony w kościele stał się przyczyną wielu przykrych indagacji i pouczeń czynników oficjalnych kierowanych pod adresem druha Czesława. Szybko wszakże o incydencie zapomniano, bacząc na harcerskie i wojenne zasługi drużynowego. Sam zaś drużynowy od 5 października 1958 roku został włączony do grona instruktorów ZHP”.

Współpracownik czy marzyciel?
Czyżby ówczesna władza nagradzała za uczestnictwo w AK? – to pytanie samo ciśnie się na usta i odpowiedź zna chyba każdy. Niewiarygodny i szyty grubymi nićmi wydaje się przebieg powojennej kariery harcerskiej Nalborskiego i jego równoczesne awanse jako oficera AK w rezerwie. Czy możliwe jest, aby w czasach komunistycznej Polski opowiadać oficjalnie harcerzom o przedwojennym harcerstwie, o Szarych Szeregach i służbie w AK i za to awansować aż do stopnia harcmistrza (w 1964 roku)? Czy można uwierzyć, że taki harcerski aktywista w Polsce Ludowej otrzymał „15 sierpnia 1964 roku zaświadczenie podpisane przez płka Władysława Liniarskiego, w którym były dowódca Okręgu Białostockiego AK ocenia służbę akowską Nalborskiego i potwierdza przyznane mu odznaczenia oraz awans oficerski? W ślad za tym dokumentem Koło Byłych Żołnierzy Armii Krajowej z Londynu 20 stycznia 1966 roku wydało zaświadczenie weryfikujące stwierdzenie płka Liniarskiego. Inne dokumenty, tak londyńskie, jak i warszawskie z lat 60. i późniejszych, potwierdziły przyznanie Czesławowi Nalborskiemu wyższych stopni oficera rezerwy. Ostatnim stopniem nadanym w sierpniu 1992 r. była ranga podpułkownika rezerwy Wojska Polskiego”. – czytamy w biografii napisanej przez ks. Kułakowskiego. Te dokumenty w latach 60., jak twierdzi autor biografii, miały działać na „wzrastający prestiż druha Nalborskiego wśród kadry harcerskiej” – dla każdego, kto choć trochę zna powojenną historię Polski, brzmi to niewiarygodnie. Zamiast prześladowań, za działalność w AK i kontakty z londyńskim środowiskiem, awanse i honory? „Człowiek, który nie walczył z bronią w ręku przeciwko Niemcom, otrzymuje dwa krzyże walecznych. Nie jest to zastanawiające? Kiedy my AK-owcy walczący z bronią w ręku w oddziałach partyzanckich dopiero w latach 2002-2005 otrzymujemy najniższe stopnie oficerskie, pan Nalborski już za rządów komunistycznych jest majorem, czy nawet podpułkownikiem. Tu należałoby się również zastanowić”. – pisze Stanisław Wiśniewski „Wiarus”. Jesteśmy tego samego zdania.

W naszych rozmowach padały ciężkie oskarżenia: Nalborski to współpracownik Urzędu Bezpieczeństwa. Czy tak było, nie wiemy? Chociaż i nas zainteresował fakt, że w latach 80. Czesław Nalborski wyjechał do Londynu. „Z panem Świackim Władysławem żyłem w dobrych przyjacielskich stosunkach. Pewnego razu tak mi powiedział: Panie Stanisławie, Urząd Bezpieczeństwa Ełku wysyła Nalborskiego do Instytutu gen. Sikorskiego w Londynie, tam dla nich ma wykonać pewną pracę. Zastrzegał na UB, że gdyby stało się jemu jakieś nieszczęście, mają pana aresztować. Jest to niebezpieczny człowiek. On tak mnie opętał, że jestem już bezradny. […] W latach osiemdziesiątych trudno było wyjechać za granicę, a pan Nalborski dostał szybko wizę wyjazdową do Anglii, a przecież nie ma tam rodziny. Jakie miał zadanie i kogo rozpracować w Instytucie gen. Sikorskiego, jest to jego słodką tajemnicą. […] prawie wszyscy AK-owcy prześladowani byli i więzieni przez Urząd Bezpieczeństwa, a pan Nalborski, taki działacz AK-owski, nie był prześladowany – to jest zadziwiające”. – pisze Stanisław Wiśniewski. Podaje on jeszcze inne fakty dotyczące niechlubnej działalności Nalborskiego, ale nie sposób przytoczyć wszystkiego.
Warto tylko dodać, że autorzy publikacji dotyczących działalności Czesława Nalborskiego opierali się głównie na jego opowieściach. Ważny wydaje się fakt, że dwie książki na jego temat napisał Aleksander Omilianowicz — szef Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Iławie i Nidzicy. W 1946 pełnił obowiązki szefa III sekcji do walki z bandytyzmem w suwalskim Urzędzie Bezpieczeństwa. Na podstawie jego dokumentów skazano na karę śmierci 4 osoby. Później pracował m.in. jako redaktor „Głosu Koszalińskiego”, „Gazety Białostockiej” i „Niwy”. W 2005 sąd oddalił odwołanie się Omiljanowicza od wyroku skazującego go na 4,5 roku pozbawienia wolności za zbrodnie przeciwko ludności w latach 1946-1947. Sąd w Suwałkach uznał go za winnego „bezprawnego zatrzymywania, bicia i znęcania się nad członkami organizacji niepodległościowych, głównie ugrupowania Wolność i Niezawisłość”. Proces sądowy wykazał również, że był on współpracownikiem sowieckiego wywiadu wojskowego Smiersz. Penetrował polskie podziemie, a także donosił na oficerów Wojska Polskiego o poglądach antysowieckich. Za swoją działalność miał pobierać pieniądze od Rosjan. Zmarł w kwietniu 2006 w zakładzie karnym w Barczewie koło Olsztyna. Paradoksalnie Omilianowicz jest autorem wielu książek o działaczach antykomunistycznych i podziemiu AK-owskim. Ile jest w nich prawdy? Nie wiadomo. Były wszak wydawane, począwszy od lat 60., a więc w Polsce Ludowej. Kto jest w stanie dzisiaj zweryfikować informacje w nich zawarte? Ale to już temat na inny artykuł.

My jeszcze nie zamykamy sprawy. Jesteśmy to winni ełczanom, którzy codziennie przejeżdżają przez rondo im. Czesława Nalborskiego.

Komentarze

3 Komentarze

  • Bujdy dotyczące akcji pod „Żabim oczkiem” też pochodzą z relacji tego Pana. Może w końcu ktoś z władz miasta/ powiatu/gminy postara się o rzetelną historyczną analizę tego wydarzenia i w wyniku braku dowodów w końcu przestanie się mitologizować fikcję.

  • Sprawa śmierdziała od zawsze i nikt rozsądny nie wierzył w bajdurzenia Nalborskiego, nigdy nie było żadnych wspomnień czy uroczystości związanych z „zamachem” choć przecież już od dawna wolno o tym mówić. Dziś nikt już go nie wspomina i dobrze , bo pewnie więcej by się z tego smrodu wydostało jakby tak poczytać w IPN to może i jaka teczka współpracy się znalazła ? TW Dzik ? To już bardziej prawdopodobne w świetle przedstawionych w artykułach faktów. Wstyd przynosi tylko rondo jego imienia, ale na szczęście nikt tego nie zauważył i nikt nigdy tej hańbiącej nazwy nie używa. W ten sposób władza ma spokój z napastliwością rodzinki domagającej się latami uczczenia obrzydliwego bajarza. Ludzie , którzy z nim pracowali wspominają go ze śmiechem , a ponieważ kpili z jego fantazji , często chodził do Dyrekcji na skargi i żądał interwencji , ukarania „winnych” – to też dobrze pokazuje jaka to była pokręcona osobowość.

  • DOPIERO TERAZ RZUCACIE OSKARŻENIA.NA PODSTAWIE WSPOMNIEŃ ZAZDROSNYCH DZIADKOW?
    JESTEM KREWNYM ŚW.PAMIĘCI CZESŁAWA NALBORSKIEGO I SERCE MI SIĘ KRAJE JAK CZYTAM TE BZDURY.OPANUJCIE SIĘ PASZKWILAŃCI.
    MACHELSKA FRANCISZEK BYŁ BRATEM CZESŁAWA MIESZKAŁ W PROSTKACH W BUDYNKU NAPRZECIWKO PRZEDSZKOLA I TAMŻE ZMARŁ
    FRANCISZEK BYŁ MOIM DZIADKIEM.JESTEM SYNEM MARIANA.

Comments are closed.